środa, 31 grudnia 2014

Sylewestrowo - noworocznie

Kochani!
Przed nami szczególny wieczór, kiedy to wspomina się odchodzący rok, a za kilka godzin będzie się witać nowy. Szczerze nie cierpię tego sylwestrowego wieczoru - wszyscy się bawią, gdzieś szykują, a ja tu sama w domu...no znaczy z rodzicami, ale to tak jakbym sama prawie była :-).

Poza tym też nie lubię tego dnia bo wiele się robi podsumowań i postanowień na przyszłe 365 dni. Ja nie podsumowuję bo niby był to dobry rok bo udana operacja, wyjazd nad morze, zwiedzenie mojego kochanego Gdańska, wyniesienie na ołtarze Papieża Jana Pawła II i wiele innych pozytywnych wydarzeń. Jednak są i takie sytuacje, które hm, przekreśliły trochę te pozytywy tegoroczne. Otóż trochę kiepskie stosunki z niektórymi z rodzinki, a przede wszystkim nagła śmierć mojego kochanego czworonożnego przyjaciela. Niby to tylko zwierzę, ale ten kto mnie choć trochę zna wie jak to przeżyłam i boli nadal.

Nie lubię też tego czasu kiedy rok cyfrę zmienia, ponieważ, przybywa nam latek. Tak więc nie ma się czym cieszyć. Jednak będę chciała posiedzieć do północy.

Postanowień noworocznych też nie robię. Nie chcę planować, bo nie lubię niezrealizowanych planów  i obietnic.

Kochani życzę Wam i sobie na dziś udanego wieczoru
w miłej atmosferze
a na kolejne 365 dni dużo zdrowia, radości, pomyślności,
oraz realizacji Waszych marzeń i planów 
i wszystkiego tego, co najlepsze!!!

sobota, 27 grudnia 2014

Po świętach

Witajcie kochani!

Jak ja tego nie lubię, jeszcze kilka dni wstecz cieszyliśmy się na święta, praktycznie na każdej stacji radiowej słychać było kolędy, czuło się tą magię...a teraz już po świętach. I kolędy w radio dziwnie szybko zamilkły, a szkoda, bo są one na prawdę śliczne i warte ponucenia, posłuchania.  Włączam sobie więc takie katolickie radio, bo ja to mam zawsze niedosyt kolęd.

No szkoda, że te święta tak szybko minęły. Wigilia była piękna, bardzo udana. Pod choinką znalazłam sporo fajnych prezentów, a o północy byłam na Pasterce. Uwielbiam tą mszę świętą! Po prostu pięknie było! W pierwsze święto pojechałam z rodzicami do rodzinki, to już taka mała tradycja. A wczoraj w domku byłam. Trochę było mi smutno, bo miałam wyjechać do koleżanki, ale się nie udało...szkoda, że człowiek taki ciągle zależny od drugiej osoby. No bo choćby nie wiem jak to sama nigdzie nie pojadę, bo nie dam rady. I tak to jest jak człowiek musi się non stop o wszystko prosić. Ja nie narzekam, bo nie jest źle, bo przecież nie wszystko muszę mieć. Tylko, że czasem taka odmowa jest nie na miejscu.

Dziś już sobota, a przede mną jeszcze kilkanaście wolnych dni. Szczerze już bym chciała wrócić na warsztaty. Dobija mnie ta monotonia no bo ile można czytać, oglądać tv, czy siedzieć na facebooku itp. Pewnie ktoś mnie nie zrozumie. Ale ja po prostu tęsknię za rozmową z ludźmi i w ogóle...ech a może ja jakaś dziwna jestem. Bo niby wiem, że należy cieszyć się z tego co się ma, ale nie do końca potrafię to czynić.

Jestem ciekawa kochani jak u Was poświąteczne nastroje?

wtorek, 23 grudnia 2014

Życzenia

Kochani moi czytelnicy! 
Wierzyć mi się nie chce, że już jutro będą najpiękniejsze święta, czas, na który oczekujemy z wytęsknieniem, chwile, które potem wspominać będziemy przez rok.
Wszystkim czytelnikom i sympatykom bloga składam serdeczne życzenia!!








niedziela, 21 grudnia 2014

Przedświątecznie

Moi drodzy!
Witam Was bardzo serdecznie w przedświąteczną niedzielę. Jestem ciekawa jak u Was przygotowania do tych najpiękniejszych świąt? U mnie wszystko posprzątane, wiadomo, jeszcze będzie trzeba gdzieś odkurzyć, coś umyć, ale to już drobnostki. 

Od jutra mam już wolne i w domu będę, z racji na to, że święto Trzech Króli jest dniem wolnym od o pracy, więc do 7 stycznia. Przyznam szczerze, że przeraża mnie ten okres laby, bo wiadomo, że do świąt i święta to przeleci, ale potem...eh, nie będę się rozpisywała, bo ostatnio mało kto mnie rozumie.

W czwartek na warsztatach terapii zajęciowej mieliśmy uroczystą Wigilię. Cieszyłam się, że tym razem u siebie, a nie na wyjeździe, mimo to, to nie są te piękne Wigilie z kilku lat wstecz. Brakuje tej magii, serdeczności, śpiewania kolęd i w ogóle takiego "razem". W ogóle najpierw z koleżankami się zdenerwowałyśmy, bo chciałyśmy usiąść a okazało się, że akurat tu siedzą instruktorki (nie było rezerwacji :-), tak jakby nie mogły usiąść pomiędzy nami. A po za tym wyczuwałam taką nerwowość - byle impreza jak najszybciej się skończyła i można było sprzątać. Oczywiście na początku występowaliśmy z krótkim przedstawieniem, ale to też było, bo być musiało - nic specjalnego. Nie zapomniał o nas święty Mikołaj. Żal mi jednak tych pięknych Wigilii kiedy to ludzie naprawdę w przygotowanie wkładali serce, kiedy czuło się, że jest radość, jest moc, że jesteśmy taką wielką warsztatową rodziną!

Bardzo chciałabym iść znów w tym roku na Pasterkę, jednak ta uroczysta msza św. jest dopiero o 24 tej  tak więc nie wiem co na to rodzice.

W pierwsze święto jedziemy do cioci, a w drugie - hm pewnie w domku będziemy. Ja miałam plan, chciałam jechać do koleżanki na imieniny, ale raczej mi się to nie uda. Eh, zawsze musi być jakieś "ale".

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i życzę spokojnego i radosnego przygotowania się do tych pięknych i magicznych świąt!

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rodzice niebiańskich dzieci

Witam Was bardzo serdecznie w ciepły jak na tą porę roku wieczór i bardzo dziękuję Wam za to, że czytacie i komentujecie mojego bloga.

Ostatnio na Facebooku dołączyłam się do grupy pod nazwą "rodzice niebiańskich dzieci". Jest to grupa rodziców, których dzieci z jakiegoś powodu zmarły. Przyznam, że zapisałam się do tej grupy z czystej ciekawości, ale już tam nie jestem. Powiem tak, nie mam nic przeciwko temu aby takie grupy istniały, aby rodzice się wspierali, dyskutowali, poznawali...ja doskonale zdaję sobie sprawę, że nie ma nic gorszego niż śmierć swojej pociechy, czy miała ona lat naście, czy dziesiąt, czy też żyła zaledwie kilka dni lub też zmarła w wyniku poronienia. Jednak non stop dodawanie zdjęć tych dzieci i podpisy typu (teraz wymyślam) Mój Aniołek Kasia żyła...zmarła...- daty i pod takim zdjęciem mnóstwo kondolencji smutnych buziek itd. Dla mnie to jest chore, bo co innego gdy to dziecko umiera i od razu dodaje się zdjęcia, ale też co innego kiedy od tego zdarzenia minęły miesiące, czasem lata. Uważam, że to jest nakręcanie się, że to jest po prostu chore. Gdybym nie daj Boże była po takiej tragedii to nie chciałabym być w takiej grupie, bo tam zamiast otrzymywać wsparcie, rozmawiać na najróżniejsze tematy, co dziennie, w raz z dodawaniem fotek przez innych, i mnóstwem kondolencji pod nimi, wracałaby moja tęsknota, ból i żal ...i czas nigdy by nie zagoił ran. Ja rozumiem, że trzeba o tym rozmawiać, ale nie w ten sposób, poprzez ciągłe wstawianie zdjęć swoich Aniołków.

Nie wiem, być może tym postem sprawię, że rozwinie się tu dyskusja, być może ktoś się pogniewa...ale takie są moje przemyślenia na ten smutny i niełatwy temat. I ciekawa jestem co Wy na ten temat uważacie?

czwartek, 11 grudnia 2014

Powieje

Witajcie moi drodzy!
Dziś wszystkie media ostrzegają nas przed huraganem o pięknym imieniu "aleksandra".  Niestety tak to już jest, że koniec jesieni powinien być mroźny i śnieżny, a jeśli jest na plusie, a jest, to można się spodziewać i deszczu i wiatru.  Szczerze, to ja tam wolę ciepło :-) jednak, nie o tej porze roku. Teraz to, mile widziany lekki mróz. Wtedy jest słonecznie i powietrze zdrowe i wiadomo, że jak mróz to śniegu nie ma, a jego też nie lubię:-).

Jednak, nie ma tak dobrze. Z tego co pokazywany najwięcej ma wiać nad morzem i na północnym zachodzie, czyli u mnie też na pewno nie będzie spokojnie. Szczerze, to nigdy nie lubiłam wiatru. Fakt, u mnie w domu nie powinno się nic stać, ale zawsze takie nieprzyjemne uczucie strachu jest, kiedy słyszy się szum wiatru. Po za tym, kiedy tak silnie wieje to jest mi ciężko chodzić, brak tchu, duszę się itp. No a po za tym kiedy hula wiatr to jest pochmurno i często pada deszcz, a do tego zimno. Tak więc nie wypływa to dobrze na mój nastrój. Eh, lato wróć :-).

Jestem ciekawa czy Wy lubicie kiedy wieje?

sobota, 6 grudnia 2014

Niespodzianki

Witajcie kochani!
Dziś Mikołajki, czy ten starszy siwy Pan pamiętał o Was? czy dostaliście choć drobny upominek? Ja sama robiłam drobne prezenciki, ale też otrzymałam. Święty Mikołaj przyniósł mi krem do twarzy, czapkę  i czekoladę. Szczerze, aż tylu upominków się nie spodziewałam :-) ale to bardzo miłe.

Jakże piękną niespodziankę otrzymałam wczoraj. Otóż wchodzę po południu na bloga i dech mi zaparło, otóż weszłam w świąteczny i piękny świat. Sama przymierzałam się nad zrobieniem nowej szaty bloga, ale nie jestem jeszcze wprawiona, więc trzeba by sporo czasu...a tu taka niespodzianka. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się kto to...ale tylko dwie, może trzy osoby znają namiary mojego bloga. I jak się okazało Kala zrobiła mi taką niespodziankę - bardzo bardzo Ci dziękuję!!

Kochani a czy Wy lubicie robić prezenty? Bo, hm, dostawać to chyba każdy z nas lubi, co nie. Jednak dla mnie ogromną radochą jest też to, kiedy sama mogę komuś coś ofiarować. I to nie tylko dawać można rzeczy materialne - ja często uśmiechem czy dobrym słowem sprawiam komuś wielką radość, piękną chwilę w tym niełatwym życiu. Dawajcie tych iskierek jak najwięcej!!

środa, 3 grudnia 2014

światowy Dzień Osób Niepełnosprawnych

Moi drodzy!
Jak sam tytuł donosi - dziś obchodzimy Światowy Dzień Osób Niepełnosprawnych. Szczerze wolałabym aby tego święta nie było, aby bardziej szanowano nas, rozumiano, akceptowano, aby nasza renta starczała nam na wszystko, na co tylko przyjdzie nam ochota. Jednak mimo wszystko dobrze, że jest - bo dzięki takim dniom więcej się mówi o nas, no i choć troszeczkę, ale jednak jesteśmy bardziej rozumiani, zauważani.

Cóż życzyć sobie i Wam, drodzy niepełnosprawni czytelnicy, bo wiem, że jest Was tutaj bardzo dużo:
Przede wszystkim zdrowia, radości
akceptacji i zrozumienia,
wiary w siebie i więcej optymizmu
prostszych chodników i łamania barier nie tyko architektonicznych
godnych rent (marzenie :-)
oraz kochani abyśmy potrafili dostrzegać w życiu te piękne chwile i cieszyć się nimi!!
- ja wciąż się tego uczę!

wtorek, 2 grudnia 2014

Grudzień, Adwent i takie tam...

Kochani moi!
Na początku chciałam Wam bardzo serdecznie podziękować za komentarze. Zaskoczyliście mnie bardzo pozytywnie, że po tak długiej nieobecności jesteście. Super i mam nadzieję, że tak już pozostanie.

Od niedzieli mamy już Adwent, a od wczoraj grudzień. Powiem tak Adwent jest dla mnie najpiękniejszym czasem w całym roku, czasem kiedy wszystko "na święta się stroi", kiedy jest tak bajkowo, magicznie. Jednak nie do końca jest tak pięknie, ponieważ troszkę oddaliłam się od Pana Boga. Kocham Go, wierzę, modlę się, ale nie jest to takie zaufanie, jak było do pewnej niedzieli. Wtedy to wierzyłam, że Pan Bóg pomógł już mi w wielu sytuacjach i tą, o którą Go prosiłam, też pomoże pozytywnie rozwiązać. Niestety stało się inaczej...i od tamtej pory, choć rozumiem, że nie wszystko musi być tak jak ja, że przecież Pan Bóg może i ma inne plany, że tak chciał, ale nie potrafię już tak ufać. Ba przez kilka dni myślałam, że w ogóle nie pójdę już do kościoła, ale nie jest tak źle. Jednak na nowo uczę się wierzyć i ufać, a także prosić. Boję się, że to o co proszę znowu nie zostanie wysłuchane...Mam jednak nadzieję, że ten czas Adwentu to zmieni, że będzie lepiej, tak jak było kiedyś.

Sytuacja, którą wyżej opisuję, to śmierć mojego kochanego labradorka , bez którego nie potrafię normalnie żyć. Mimo, że już od tamtej pechowej niedzieli minęło pięć tygodni, że nie płaczę już po każdym powrocie do domu, to to nie znaczy, że potrafię się z tym pogodzić. Nigdy, zdrowy piesek, zachorował rano, jego choroba trwała 3, 4 godziny, w tym czasie akurat byłam na niedzielnej mszy świętej, prosiłam o jego zdrowie...strasznie boli ta strata, strasznie tęsknię, bywa, że płaczę po nocach, obiecuję, że zgram sobie wszystkie jego zdjęcia do jednego pliku, czy na płytkę, nie potrafię bo nie umiem ich oglądać. Wiem, że Borysek już jest w Niebie, że nie cierpi, że on jest tutaj obok mnie, ale strasznie, bardzo strasznie ja tęsknię. Może kiedyś  pogodzę się z jego odejściem, ale chyba nie tak szybko.

Grudzień to też ostatni miesiąc roku, mimo, że zima i za parę dni pewnie śnieg spadnie, że będzie trzeba robić jakieś tam podsumowania, to lubię ten miesiąc, bo przecież jest on tak na prawdę bardzo ciepły, czyż nie?

Kończąc pozdrawiam Was bardzo serdecznie i życzę miłego oczekiwania na Boże Narodzenie!!


sobota, 29 listopada 2014

Zaczynam od nowa

Drodzy czytelnicy!
Jak sami widzicie długo mnie tutaj nie było. Dlaczego? - nie wiem sama, życie mnie przerosło, czas gonił, do wielu pięknych chwil nie dało się wrócić, a tych gorszych, u mnie nie mało. Kiedyś postanowiłam sobie, że nie będę tutaj narzekać bo kogo obchodzą moje doły, problemy i takie tam inne...jednak z drugiej strony mój blog, to moja enklawa - chcesz czytaj, komentuj (będzie mi miło), nie chcesz, to nie bywaj.

Widziałam jak moje koleżanki blogerki odchodzą, kończą przygodę z blogowaniem. Było mi strasznie żal, nie mogłam się pozbierać i to było jedną z przyczyn tego, że przestałam pisać.

Myślałam też nad totalnym usunięciem tego miejsca. Jednak po wielu namysłach, po przeczytaniu wielu moich wpisów, po namowach moich kochanych sióstr - wróciłam. Nie wiem na jak długo, nie wiem, czy mnie znowu przyjmiecie - Waszą Ivę?

Napiszcie kochani czy mam wracać?

Pozdrawiam serdecznie!!

niedziela, 1 czerwca 2014

Wyjazd

Kochani moi!
Witam Was bardzo w słoneczne choć chłodne niedzielne popołudnie. Bardzo dziękuję za odwiedziny na moim blogu oraz z komentarze. Bo to co piszę jest dla Was, to dzięki Wam piszę!!

Rok przeszedł bardzo szybko, znowu mamy czerwiec, a ja już jutro tradycyjnie wyjeżdżam nad morze. Tym razem niestety nie do Pobierowa :-( ale do Gdańska. Mam mieszane uczucia co do tego wyjazdu, ale mam nadzieję, że będzie ok, byle tylko pogoda dopisała, bo jak na razie to jest różnie. No np. dziś co z tego, że słonecznie jak chłodno.  Nie chcę tu debatować, ale trochę smutno, że nie jadę na stare śmieci, ale mam nadzieję, ze tam też mi się spodoba.

Po za tym od kilku dni bolą i puchną mi nogi. Fakt, dziś już trochę mniej, ale mam stracha jak to będzie, tym bardziej, że szykuje się sporo chodzenia. I byłam u lekarki, ale nic nie stwierdziła, dała jakieś leki przeciwzapalne. 

To tyle moi kochani! Trzymajcie się i do kolejnego wpisu!

poniedziałek, 26 maja 2014

Mama

Matka, Mama, Mamusia, Meteńka - różnie na nią mówimy lecz zawsze znaczy to samo - osoba to bowiem dla nas najukochańsza na świecie. Nie raz jesteśmy na nią źli, obrażeni, jest nam przykro, że nie możemy się dogadać, czy też, że jej zdanie jest inne od naszego. Oj nie raz...jednak tak na prawdę to, nie wyobrażamy sobie, że może nam Jej zabraknąć. Bo kochamy najbardziej na świecie. Ja każdego dnia dziękuję Panu Bogu, że mam mamę, bo nie wiem, ja sobie nie wyobrażam, co by było gdyby...a tylu moich znajomych jej już nie ma. 

Dlatego dziś dziękujmy naszym kochanym Mamom za trud wychowania, za smutne oczy, za zmarszczki na stroskanym czole, za wszystko co dla nas zrobiła. I kochajmy nasze Mamy przez cały rok, nie tylko dziś, w dniu ich święta!


ks. Jan Twardowski
Dziękuję
Dziękuję za Twoje włosy
nie malowane na obrazach
za Twoje brwi podniesione na widok anioła

 za piersi karmiące
za ramiona co przenosiły Jezusa przez zieloną granicę

za kolana
za plecy pochylone nad śmieciem w lampie
za czwarty palec serdeczny
za oddech na szybie
za ciepło dłoni na klamce
za stopy stukające po kamiennych schodach
za to że ciało może prowadzić do Boga

niedziela, 18 maja 2014

Powodziowe przemyślenia i nie tylko

Witajcie drodzy czytelnicy!
Bardzo serdecznie witam Was w niedzielny pogodny wieczór. Po kilku dniach monotonnego deszczu nareszcie się wypogodziło, ba nawet słonko świeci. No i dobrze, maj ma się ku końcowi, no trochę przesadziłam, ale jego połowa już minęła, a na dworze zimno jak nie wiem. Mam nadzieję, że już się wypogodzi i będzie już piękna pogoda.

Te deszcze padające przez kilka dni narobiły ogromnych szkód - między innymi na południu Polski rzeki znowu wylały, wiele domów, gospodarstw, dróg, ba nawet wsi jest pod wodą. I to padało tylko trzy dni, a taka tragedia. Tyle już razy niektóre miejscowości były zalewane i nic to nikogo nie nauczyło, czy na prawdę nie można nic zrobić aby zaniechać tragedii powodzi? Owszem rzeki wylewały i będą wylewać, ale można wzmocnić brzegi, oczyścić koryta, zbudować wały....wiele można. Jednak póki nic się nie dzieje, to nikt z polityków o tym nie myśli, bo po co. A kiedy się zacznie tragedia to jest głupie gadanie, obiecanki, "uspokajanki" itd. Bardzo mnie to drażni bo przecież cierpią niewinni ludzie, co nie którzy zalewani są co roku. I co to da, że wypłaci się odszkodowanie. Politycy myślą, że ono starczy nie wiadomo na co, a przecież wiemy jakie są ceny i widzimy jak bardzo zniszczone są domy po kataklizmie powodzi. Jednak oni myślą, dając parę groszy, że nie wiadomo co zrobili...przykre to. W tym roku wydawać by się mogło, że powódź to niezmierne szczęście dla polityków, bo dzięki niej robią sobie wiece  czy spotkania wyborcze na wałach, w miejscach gdzie jest ta tragedia. Dla mnie jest to na prawdę niesmaczne i nie na miejscu. Kosztem ludzkiego nieszczęścia robić sobie reklamę - fe, okropne!!

U mnie czas leci  do przodu. Mam już nadzieję na piękną pogodę, że nacieszę się tym majem w końcu.
Jutro po miesiącu wolnego wracam na warsztaty. Dziękuję Panu Jezusowi za to, że dałam radę przejść przez ten trudny czas bo były momenty bardzo trudne.
Pozdrawiam Was serdecznie i majowo, korzystajcie z pięknej pogody i cieszcie się wiosenną piękną przyrodą, bo w maju jest ona cudowna:-).

poniedziałek, 12 maja 2014

To i owo

Drodzy czytelnicy!
Od kilku dni chcę tutaj napisać kilka słów przemyśleń i zawsze mi coś wypada, że albo lenistwo i po prostu się nie chce, albo nie zdążę. 

Jutro minie miesiąc od mojej operacji. Szybko płynie ten czas, ale w tym wypadku to dobrze. Czuję się praktycznie ok, jeszcze, żeby moje jelita wróciły do pracy z przed operacji (przyzwyczajenia wieczorne:-) to by było super. Jem już praktycznie wszystko, muszę zacząć "przemycać" czekoladę bo mi jej brakuje, ale boję się. Boli mnie jeszcze brzuch, jednak podobno to będzie jeszcze boleć. Dziś byłam u kontroli u rodzinnej - w oskrzelach czysto, na reszcie! 

W tym tygodniu kończy mi się chorobowe. Cieszę się z powrotu na warsztaty, choć muszę przyznać, że przez tą moją niemoc bardzo się rozleniwiłam. Jednak usprawiedliwiam się, że nie miałam sił ani ochoty na jakieś większe porządki, czy roboty.

W ostatniej notce napisałam kilka mądrości o optymizmie. Jednak to wszystko wygląda pięknie kiedy się to czyta, w ogóle te wszystkie myśli znajdowane w necie typu bądź sobą, czy o nie rezygnacji z marzeń, nie poddawaniu się. Fajnie by było jednak, gdyby w realu to wszystko było takie proste. A nie jest. Chciałam np. wziąć się za pisanie recenzji, ale nie znam portalu gdzie bym mogła pisać. Z panią z jednego z portali nie chcę już mieć nic wspólnego, bo po co pomagać, lepiej od razu przekreślić wszystko. Nie nie będę się rozpisywać, tylko przykro, że nowym szansy się się nie daje. Tak chciałam, ale się podcina skrzydła więc...jak tu nie narzekać.

W wielu sferach jest źle. Choćby to, że nie mam prawdziwych przyjaciół, owszem pełno znajomych wszędzie, ale to nie to. Niby super, ale ludzie lubią mówić o sobie o swoich sprawach a ja. U mnie nie jest tak super, jakto się wszystkim wydaje.. Ktoś tam chwali się, że tu był, że to zrobił, ale tak na prawdę super, że ta osoba ma wspaniałych przyjaciół bo gdyby nie oni, to większość rzeczy nie byłaby możliwa. I tak jest u mnie. Przykro jest po prostu. Ktoś coś podpowie, poradzi i myśli, że nie wiadomo jaką przysługę zrobił, a ja nie ze wszystkiego umiem tak korzystać, no niestety. Do mnie wiele rzeczy dociera wolniej. 

Ludzie też lubią mówić o sobie, czy to w rodzinie, czy w necie, czy nawet Ci, którzy czasem do mnie dzwonią. A potem na powiedzenie co u mnie tak na prawdę, brakuje czasu, a czasem po prostu nie mówię o sobie, bo nie potrafię bo wiem, że nie będę zrozumiana. Ludzie strasznie nie lubią kiedy się narzeka. A to, że sami czasem narzekają...tego nie widać.

Wybaczcie mi tę notkę, do nikogo z osobna nie mam żalu, tylko ogólnie uważam, że chore jest to wszystko albo ja taka głupia.


czwartek, 8 maja 2014

Optymizm


 

Kochani moi!
Szperając w czeluściach neta znalazłam kilka refleksji i sentencji na temat optymizmu. Ponieważ żyjemy ostatnio w zabieganym, zakręconym świecie, co raz mniej w nas radości, poczucia sensu życia - przedstawiam kilka z nich:

"Nigdy się nie zniechęcam,
ponieważ każde odrzucenie niewłaściwej próby
stanowi kolejny krok naprzód"
Thomas Edison


" Optymizm to teoria,
 że poza tym, co jest złe, wszystko jest dobre"
Amborse Bierce

"Zrób to teraz. Ciesz się wszystkim, co cię otacza, nawet jeśli jesteś właśnie na ruchliwym śródmiejskim skrzyżowaniu, pełnym spalin. Ciesz się życiem, bo może już nigdy nie będziesz miał drugiej szansy, by znaleźć się w tym samym miejscu albo zrobić to, co możesz zrobić teraz…"

niedziela, 4 maja 2014

Majówka

Witajcie moi mili!

Jestem bardzo ciekawa jak mijają Wam te wolne dni? No bo fakt faktem ostatnie kwietniowe dni były bardzo ciepło, przyzwyczailiśmy się już do cienkich sweterków, lekkiego obuwia, a tu przyszedł maj a wraz z nim totalne ochłodzenie. Strasznie zimno jest na dworze, ba nawet przymrozki zapowiadali czego bardzo bym nie chciała, bo wiadomo, że byłby to szok dla roślin no i dla wielu z nich źle by to mogło się skończyć.

Ja niestety, jeszcze nie wydobrzałam po operacji, a tu złapało mnie jakieś przeziębienie i tak trzyma od piątku. Nie mogę za bardzo brać leków, bo wiadomo na razie mam ścisłą dietę, tak więc kuruję się powoli. No dziś już jest dużo lepiej, praktycznie pozostał straszny kaszel i osłabienie, ale to już można żyć:-).

Wiecie co, tak siedzę na tym chorobowym w domu i popadam w jakąś depresję. Otwieram komputer i ja tu nie mam co robić, co czytać, w co grać...wszystko nudzi, męczy, denerwuje...mój kochany OFON znowu zaniedbany...nie wiem co się dzieje. Może polecicie jakieś dobre gry online, ciekawe strony, może znowu coś we mnie odżyje...nawet się zmuszam aby na Wasze blogi wejść, nie mówiąc już o napisaniu komentarza. Najpierw zrzucałam winę na osłabienie, ale przecież już jest dużo lepiej, fakt znowu wróciło bo przeziębienie, ale minie. Kiedyś lubiłam oglądać filmy online, a teraz nawet to mnie nie cieszy. Bardzo Was proszę pomóżcie, podpowiedzcie co robić, jak żyć.

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!

wtorek, 29 kwietnia 2014

Po kanonizacji

Witajcie kochani!
W minioną niedzielę tj 27 kwietnia przeżywaliśmy historyczne wydarzenie a mianowicie kanonizację dwóch Papieży - Jana 23 i Jana Pawła II. Ogromnie mnie to cieszy, że nasz Papież jest w gronie świętych, że mogę się do niego modlić. Uważam, że na prawdę na tą świętość sobie zasłużył. Jestem ciekawa, czy oglądaliście transmisję mszy świętej z Placu św. Piotra? Ja śledziłam ją całą i powiem Wam, że jak nie lubię tych transmisji z Watykanu, tak ta bardzo mi się podobała. Dla mnie niesamowitym było to, że tą mszę celebrowało między innymi dwóch Papieży - Franciszek oraz emerytowany Benedykt XVI. U, ważam, że to jest niesamowite, że dwóch Papieży kanonizowało dwóch Papieży:-). Wiem, że teraz o Janie Pawle II troszkę przestanie się gadać, ale wiem też, że w sercach naszych pozostanie on jak i jego nauki.

Bardzo mi się nie podobał ogromny szum w mediach przed kanonizacją. I nie chodzi o to, że były wspomnienia, przypominano życiorysy, poezję itd...ale o to, że wszędzie gdzie tylko się dało wciskano jakieś dodatki dotyczące JPII, uważam, że to jest lekka przesada. A już najbardziej wyprowadziła mnie książka kardynała Dziwisza (nie pamiętam tytułu), w której autor na światło dzienne ujawnia prywatne notatki Papieża. Przecież Karol Wojtyła tak bardzo prosił w testamencie, aby prywatne notatki spalić! Słyszałam słowa obrony, że te zapiski nie dotyczyły tak na prawdę samego życia prywatnego! To nic, ale Papież tak bardzo prosił o ich zniszczenie, a sytuację wykorzystał najbliższy przyjaciel. Wiem, że książka ta cieszy się zainteresowaniem, bo wiem, że ludzie to typ ciekawski i wiem też, że dzięki niej zapewne nie mało zarobiono na kanonizację. Ja tej książki na pewno nie przeczytam. 

To tyle na dziś, Ciekawa jestem Waszej opinii na ten temat.
Pozdrawiam cieplutko.

sobota, 26 kwietnia 2014

Ze szpitalnego łóżka wspomnień trochę

Moi kochani!
W poniedziałek miną dwa tygodnie, od tych ciężkich dni, które przyszło mi przeżywać, a mianowicie od pobytu w szpitalu. Obiecałam relację, a jako, że wróciłam już troszkę do sił, a czas nagli, więc wspominam.

Mój pobyt w szpitalu jak też i sam zabieg usunięcia woreczka żółciowego był planowany, to też w poniedziałek 14 kwietnia przed godziną 8 rano rodzice zawieźli mnie na Izbę przyjęć do pobliskiego szpitala. Jako, że w takich przybytkach "wylegiwałam się" za czasów dziecinnych, to też nie wiele pamiętałam. Czy się denerwowałam? - powiem tak z początkowo owszem czułam ogólne podniecenie no i stres był, jednak w niedzielę wieczorkiem, kiedy wszystko miałam popakowane - poleciało trochę łez. W poniedziałek rankiem oczywiście panika, co będzie, jak będzie.
Po przyjeździe - podpisywanie dokumentów, ważenie, mierzenie no i na oddział. Tam, bardzo miłe panie pielęgniarki starały mi się dodać otuchy,potem wzięły mnie na pobranie krwi, a wiedzcie, że to u mnie nie jest proste. W tym czasie przyszedł lekarz, ogląda moje dokumenty i panika, bo jednak wyniki TSH(tarczyca) nie są dobre, że nie wiadomo, czy zabieg będzie mógł być. Ja pokichana, rodzice też...ale pielęgniarki wołają, pokazują łóżko itp. Przebieram się, rodzice jeszcze poszli pouzgadniać, a ja zapoznaję się z pięcioma paniami na mojej sali. Nagle przychodzą rodzice i mówią, że wyniki ok zabieg będzie. No to ja w ryk, tak bardzo się bałam. W końcu moi rodzice pojechali. Trochę się pokręciłam, jakieś krzyżówki, czytadła i tak przeleciał dzień. Wieczorem przyszedł do mnie gościu, który przedstawił się, że jest anestezjologiem...(masakra, wyglądał jak jakiś dzikus) pogadaliśmy, ale bardzo służbowo. Potem przyszła pielęgniarka, przyniosła koszulę, powiedziała, że to na jutrzejszy bal. Spałam tak sobie, ba z nerwów nie umiałam spać.
Rano, pobudka wcześnie: mierzenie gorączki, ciśnienia, pobieranie krwi z palca. Potem jedna z pielęgniarek niesie mi miskę z wodą ze śmierdzącym mydłem dezynfekującym (niestety prysznic nie dostosowany). Myję się i stroję w czarną długą koszulę. Zimno ze strachu, więc kładę się...za chwilę wchodzi moja ulubiona siostra i mówi do mnie coś w stylu: Iva przyniosłam Ci ligniny i nerkę, bo po zabiegu pewnie będzie Ci niedobrze. - za chwilę przychodzą dwie inne i zaczyna się jazda. Muszę mieć założony welfron, ale jak to zrobić kiedy żyły u mnie mało widoczne. Kilka prób, panika w oczach sióstr, w moich też. W końcu radocha - udało się wkłuć w nogę i pierwsza kroplówka leci sobie. Na to telefon z bloku, że mają mnie już wieźć ponieważ, jestem ON, to coś tam więcej muszą ze mną zrobić. Siostra mnie prowadzi na wózek, a ja cała w panice, że przecież ja wszystko wiem, że się boję itp. Kładą mnie, przykrywają i czekam, na co nie wiem. Płaczę...w końcu dwie siostry wiozą mnie...na bloku zamieszanie, bo jak się okazało sale zajęte, jakieś niedomówienia, na to ja się odzywam, że mam być pierwsza, że chcę już mieć to za sobą. Cały czas w duchu się modlę. Nagle każą się położyć na stół. Okazuje się, że to wkłucie jest niedobre, anestezjolodzy wyzywają, przeklinają, ja cała w strachu. Próbują zrobić wkłucie centralne, ale drętwieją mi kończyny, widzę, że to lekarzy niepokoi, w końcu udaje się, nic nie drętwieje, nic nie boli. Lecą sobie leki, jeszcze jedno pytanie czy wszystko w porządku...za chwilę dostaję na usta wstrętną plastikową maskę. No ale nic, słyszę ich jak się kłócą, jak dyskutują, gdzieś za ścianą płacze dzieciątko. I nagle, czuję, że coś się dzieje, każą mi się budzić, ale ja nie chcę, mówią, że już po...każą mówić a mi przeszkadzają rury w buzi. W końcu je odłączają, każą oddychać, a mi nadal ciężko się na czymkolwiek skupić. W końcu czuję, że jadę, ale coś długa ta droga. Dowiaduję się, że jadę na zdjęcie płuc, bo wkłucie centralne, bo tak trzeba. 
Każą po drodze nie spać, rozmawiać, ale mi jest wszystko jedno. Nagle słyszę głos pielęgniarek, że będziemy się przesuwać na łóżko, kątem oka widzę rodziców, mama płacze. Już po... ! co chwila pielęgniarki coś mierzą, do ust wlewają łyżeczkę wody a one i tak spierzchnięte. Rodzice cały czas są ze mną. Dopiero wieczorem kiedy całkowicie dochodzę do siebie odjeżdżają. Nie wymiotuję, aż dziwne, bo dwie babeczki też operowane na woreczek strasznie się męczyły.
Wieczorem wstaję do toalety, nawet nie jest tak źle, ale widzę moje strasznie pokłute ręce i nogi (czy na prawdę nie można mi się nigdzie wkłuć?:-((.
W środę już lepiej przeciwbólowe na życzenie, ohydny kleik na wszystkie posiłki i pyszne sucharki.  W ciągu dnia mnóstwo telefonów, gości. Miłe to.
Czwartek też szybko mija, a w piątek do domu.

Czuję się różnie. Rany trochę bolą, jestem słabsza no i ta dieta lekkostrawna. Jak ja uwielbiałam kaszkę, płatki, sucharki i bułki to teraz mi się one zbrzydną.

Był to dla mnie bardzo trudny Wielki Tydzień. Najwięcej bólu i strachu było jednak z tymi przygotowaniami do operacji. 

Jednak jeśli ktoś z Was ma kamienie w woreczku żółciowym i się waha, to proszę Was nie czekajcie do ataku. Bo wtedy może być niewesoło. Na prawdę, na mojej sali leżały dwie panie, które miały ataki i powiem, że nie ciekawie to wyglądało i nie wiadomo czym tak na prawdę się skończy.



sobota, 19 kwietnia 2014

Wielkanoc

Kochani, będzie relacja z pobytu w szpitalu, ale dajcie mi jeszcze kilka dni nim się wzmocnię, bo jak na razie to słabiutka jestem.
Póki co składam Wam serdeczne życzenia:
 Niech czas Wielkanocny
utrzyma Wasze marzenia w mocy
a wszystkie nasze życzenia
aby okazały się do spełnienia …
aby nie zabrakło nam
wzajemnej życzliwości …
abyśmy przez życie kroczyli
w ludzkiej godności
a niech symbol Boskiego Odrodzenia
będzie dla nas celem do spełnienia.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Szpital

Moi drodzy!
Znów mija czas nim się odzywam. Wiem, że tak być nie powinno, i kiedy już moja sytuacja się uspokoi to na prawdę chcę zacząć systematycznie pisać. A póki co, witam Was bardzo serdecznie w niedzielne pochmurne południe.
Już jutro jest dzień, o którym wiedziałam, że nastąpi, co najmniej w grudniu i wydawało mi się, że to jeszcze tyle czasu. A teraz to już. Otóż jutro udaję się do szpitala by poddać się operacji usunięcia woreczka żółciowego, w którym namnożyły się kamienie. Hm, niby zabieg ten jest dla lekarzy rutyną, ale ja się boję, bardzo się boję. Nie wiem co to będzie jak będzie, co dalej itd itp. Mam jednak nadzieję, że Bozinka wie co się dzieje i pomoże mi to wszystko przetrwać.

Tak więc kochani trzymajcie za mnie kciuki i do napisania po powrocie. Obiecuję relację! Pa pa pa.

niedziela, 30 marca 2014

Niedzielnie

Moi kochani!
Witam Was bardzo serdecznie w kolejnym poście, ogromnie Wam dziękuję za to, że jesteście, bo bez Was nie istniałby ten blog. Tylko ja jakoś systematycznie nie mogę zacząć pisać. Ach, bo jak się nic nie dzieje, to nic, a jak zacznie to czasu za mało.

Mamy od jakiegoś czasu piękną pogodę, to znaczy było kilka dni deszczowych, ale i deszcz jest potrzebny. Ja tam kocham wiosnę, nawet kiedy pada. Wszystko jest takie nowe, świeże, aż che e się żyć. Wczoraj będąc na spacerze, zobaczyłam bociana, jak dumnie pracuje na swoim gniazdku, pewnie czyści je i odnawia aby mogła przylecieć samiczka - nie znam się na ich życiu ale podobno tak jest. Fajnie, że tak co roku bociany do nas przylatują.

Dziś przesunęliśmy czas z zimowego na letni i ja mimo, że w ogóle dziś źle się czuję, to dodatkowo chodzę "do tyłu". Nie wiem czy ta zmiana jest dobra dla ludzi, a także w ogóle dla gospodarki. Uważam, że czas nie powinien być  zmieniany.

Przede mną dwa gorące tygodnie. Muszę pozałatwiać kilka spraw, porobić wyniki no i szykować się do operacji. Ach, nie wiem co myśleć...może lepiej nic.

Pozdrawiam Was serdecznie i zachęcam do spacerów i szukania wiosny

czwartek, 20 marca 2014

Po przerwie

Witajcie kochani!
Dawno mnie tutaj nie było za co Was bardzo przepraszam. Podczas mojego niebytu tutaj miałam różne myśli. Zapewne czytaliście komentarze pod ostatnią notką - smutne to:-( ale nie chcę komentować, bo dosyć już na ten temat myślałam. Chciałam nawet usunąć bloga i wierzcie mi - nie wiele brakowało. To, jednak nie znaczy, że ja tak bardzo przejmuję się tym co ludzie powiedzą. Oj nie, nie ja, tylko po prostu sprawa mnie przerosła. Tym bardziej, że Zim bardzo lubiłam i szanowałam, a tu nagle...eh, co zrobić. Pomyślałam jednak i zostaję i wracam do pisania, dla Was. Kto chce niech czyta i akceptuje to co piszę, a kto nie, no cóż mówi się trudno.

W ostatni weekend była u nas ciocia. Bardzo się na to spotkanie cieszyłam, gdyż nie widziałyśmy się od listopada. Lubię te weekendy kiedy ona do nas przyjeżdża, tylko wtedy czas zbyt szybko leci. Niestety nie było pogody do spacerków, a ranny spacer odchorowuję do dziś.

No właśnie już w niedzielę miałam lekki katar, ale w poniedziałek czułam się niby dobrze więc pojechałam na warsztaty. Po południu już wiedziałam, że źle zrobiłam, bo zaczęło mnie męczyć jeszcze bardziej. Jako, że miałam sprawy do załatwienia w służbie zdrowia, więc tam się udałam we wtorek. Okazało się, że to przeziębienie z początkiem zapalenia gardła, a, że ja już nie mam czasu na chorowanie, więc pani doktor zaaplikowała antybiotyki. No i przeziębienie już minęło, ale wiadomo trzeba całą serię leków zjeść. A ja nie potrafię, jest mi niedobrze, nie mam apetytu jestem słaba, rozbita. Koszmar jakiś! Zastanawiam się nad tym czy faktycznie brać je do końca czy nie.

A ja odliczam już czas do operacji. Niby wiem już dużo, co raz więcej ludzie mi radzą, ale ja mam takiego stracha tak bardzo się boję, że słów brak. Nie piszcie słów "nie bój się" bo to na prawdę nic nie daje. Ja wiem, że musi być dobrze, bo przecież mam już plany na maj, czerwiec i lipiec:-) ale panika jest silniejsza. Wybaczcie, ale będę Wam teraz co raz częściej marudzić o tej operacji.

Pozdrawiam Was serdecznie.

poniedziałek, 10 marca 2014

Wiosennie

Kochani moi!
Witam Was bardzo serdecznie w poniedziałkowy wieczór. Bardzo dziękuję za komentarze, oraz za wszystkie dobre słowa.

Od jakiegoś czasu męczył mnie wystrój mojego bloga, bo choć jeszcze jest kalendarzowa zima, to na dworze jest piękna wiosenna pogoda. Tak więc czas było coś zmienić. Wiem, że osoby, które zawsze mi pomagały są zajęte, a ja już patrzeć nie mogłam na tą zimową szatę, to też postanowiłam, po naukach Zim, sama sobie pogrzebać w Bloggerze i pozmieniać co nie co. Wiem, może nie jest to taka profesjonalna robota jak dziewczyn, ale jest i tak niech pozostanie, bo mi się podoba!! (wiem egoistka ze mnie:-). Jednak jestem dumna z tego co zrobiłam. Jednak, jeśli uważacie, że coś nie pasuje, to proszę piszcie, a ja poprawię! Na prawdę cieszę się, że to zrobiłam.
W sobotę był dzień kobiet, miłe to święto. Dostałam tulipany i herbatkę różaną, a po za tym czekoladę. Tyle tych prezentów bo nie zapomnieli o dziewczynach koledzy z warsztatów jak i brat. Miły to dzień, kiedy tak wszyscy pamiętają i doceniają kobietę. Jednak szkoda, że bardzo często na tym dniu szacunek dla nas się kończy. Bardzo często kobiety przeżywają wiele niełatwych chwil, borykają się z problemami, jak wychować dzieci i prowadzić  dom by starczyło do kolejnej wypłaty. Najgorsze jest to, że wiele z nas za drzwiami swoich domów, sypialń przeżywa dramat - tak mało nadal się o tym mówi ale kobiety wciąż są bite i maltretowane.  Jest to straszne! Często tak trudno wyrwać się z otchłani męki i przerwać milczenie....Ale dosyć o tym, jedynie mam apel do mężczyzn - szanujcie nas nie tylko w dniu naszego święta, lecz także przez cały rok!

To kobiece święto jest już takie wiosenne. Na dworze ostatnie dni, ba tygodnie są piękne. Kwitną już krokusy, słońce świeci co raz jaśniej, aż chce się żyć. W sobotę podczas spaceru widziałam kilka kluczy dzikich gęsi, które z pięknym gęganiem oznajmiały wiosnę. Aż chce się żyć, tylko obawiam się, by ta wiosenna aura nie zamieniła się w zimową tak jak rok temu!

poniedziałek, 3 marca 2014

Takie tam myśli




Witajcie moi kochani!

Kilka dni znów mija nm zabieram się za pisanie kolejnej notki. Bardzo Wam dziękuję za to, że jesteście i tutaj zaglądacie, czasem kometnujeci.

Nie to, żebym nie miała czasu na pisania, bo tego to jest czasem za wiele. Po prostu widzę jak czas leci, jak co raz bliżej kwiecień, a co się z tym równa operacja woreczka żółciowego. Niby każdy mówi, że to prosty zabieg, ale jednak jest interwencja chirurgiczna, pierwsza w życiu narkoza... potem dochodzenie do siebie i wiele innych rzeczy, a plany mam już na potem, ale nie chcę o tym mówić, więc uszanujcie to, bo najpierw muszę przeżyć jedno, a potem myśleć o następnych przyjemnych sprawach.Tak więc ten lęk, to wszystko i wiele pytań spędza mi sen z powiek, i wiele razy już się budzę w nocy z przerażeniem, że to już się dzieje. Ja w ogóle należę do osób bojących się wszystkiego, no ale...wybaczcie, bo już ryczę jak to piszę.

Przede mną jeszcze bieganie po przychodniach, bo muszę mieć wyniki dobre, trzeba wiele rzeczy poogarniać.

Ostatnio wiele osób zaniedbuje swoje blogi. Ja wiem, że życie bywa różne, że mnie do systematyczności też daleko, ale nie usunę tego bloga, szkoda by mi było. I nie rozumiem osób, które z przyczyn kontaktów między ludzkich usuwa bloga - a bo się dowiedziano, że ktoś ze znajomych czyta i nie podoba mu się to co pisze. No trudno, to jest mój blog, a jakie ten ktoś widzi prawdopodobieństwo, że ja to ja? A jeśli już faktycznie, to zmienia się nicka (przede wszystkim) bloga przenosi bod innym adres, który prawdziwym znajomym podaje się w pw i alleluja i do przodu. Szkoda zatracać czegoś co się do tej pory robiło i szło to całkiem nieźle:-).
 
 A w ogóle to Zim i Kala potrzebuję nowej szatki tu na "piękne chwile". Ja mogę już sama, po szkole Zim dużo zrobić, ale kto pomorze wykończyć, dodać szczegóły, "pomieszać kolory"? Wiem, że obie macie sporo zajęć, ale ja tak tylko się uśmiecham i proszę jak ten piesek.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Po olimpiadzie

Witajcie kochani!
Witam Was bardzo serdecznie, dziękuję bardzo za to, że odwiedzacie i komentujecie. To bardzo cieszy i pobudza do działania.

Wczoraj odbyło się huczne zakończenie olimpiady w Soczi (nie wiem jak to się pisze, przepraszam polonistów!-)), Polacy wrócili z medalami - mamy całą gamę medalowych barw od brązu po złoto oczywiście. Cieszy to bardzo, a tym bardziej, że w Polsce za bardzo nie ma miejsc na trenowanie zimowych dyscyplin, a się udało. Było wiele chwil wzruszeń, wiele ciekawych rozgrywek. Nawet ja, nie interesująca się sportem w tym roku pooglądałam olimpiadę.Wszystko super, ale są rzeczy, które mi się nie podobały. Jak choćby huczna inauguracja i takie samo zakończenie. Wiadomo, że jakoś trzeba było zacząć i skończyć, jednak troszkę za dużo bogactwa, przepychu, tym bardziej, że w tak bliskiej Rosji Ukrainie trwa wojna, w świecie ba nawet w samej Europie są ludzie, którzy nie mają co jeść, a tu się hucznie "wyprawia" olimpiadę. Trochę nie na miejscu ten przepych

Za kilka dni, nie wiem nawet dokładnie kiedy rozpocznie się paraolimpiada. I strasznie mi smutno i źle, że o pełnosprawnych sportowcach, nawet tych bez medalowych mówiono bardzo dużo w mediach, a o niepełnosprawnych? - choćby nie wiem ile medali zdobyli, to próżno będzie usłyszeć w mediach, ba o relacji to już w ogóle można pomarzyć. Dlaczego tak jest? przecież i ci sportowcy choć niepełnosprawni nie są wcale gorsi od zdrowych!!! Straszne to jest, tyle się mówi o sporcie, o tolerancji, łamaniu stereotypów, a nie pokazuje się tak ważnej dla nas imprezy.
Przykre to.:-(.

niedziela, 16 lutego 2014

Wspomnienia z minionego tygodnia

Moi kochani!
Witam Was bardzo serdecznie w niedzielny wieczór. Weekend minął spokojnie, leniwie. Przydał się po minionym tygodniu pełnym wrażeń. Szczerze, był to udany tydzień, ale w piątek miałam już dosyć wszystkiego, już mi było obojętne co się dzieje, co się wydarzy. Teraz trochę wspomnień.

W piątek całe warsztaty pojechały na KOSiR w niedalekim miasteczku. I tam podczas projektu "Młodzież w działaniu" trwały rozgrywki babinktona. Ja nie brałam udziału w zawodach, to też nie chciałam jechać i cały dzień przesiedzieć na hali. Jednak impreza była w miarę fajna. Brał w niej udział vice praolimpijczyk pan Bartłomiej Mróz, który nie ma prawej ręki. To jest niesamowite jak ten człowiek lewą ręką potrafi panować nad lotką i kometką. Wiem, że niepełnosprawni wiele mogą, ale no podziwiam tego faceta.  Potem Ci co grali zmierzyli się z młodzieżą z Cypru, która podczas tego projektu gości w naszym powiecie. Te rozgrywki jednak były na luzie:-) a potem każdy z nas mógł spróbować gry w babinktona z mistrzem. 

Czwartek to dzień w miarę spokojny, a w środę odbyła się wielka zabawa karnawałowa dla ok stu osób niepełnosprawnych z różnych warsztatów. Organizowana ona była przez nas. Zabawa była fajna, wszyscy byliśmy poprzebierani, nie powiem, bo wybawiłam się ! Jednak te przygotowania i tańce i całe zamieszanie w okół tej imprezy bardzo mnie zmęczyło. Ciężko było mi dojść do siebie, praktycznie to chyba dopiero w weekend odpoczęłam. Sama zabawa była bardzo udana.

Jednak, jak dla mnie najpiękniejszym dniem tygodnia był wtorek. Wtedy to z grupką uczestników brałam udział w uroczystościach z okazji 22 Światowego Dnia Chorych zorganizowanego przez Caritas naszej diecezji w Kaliszu. Najpierw odbyła się bardzo ciekawa konferencja o cierpieniu i miłości, a potem była przepiękna adoracja Najświętszego Sakramentu, a po niej uroczysta msza święta z sakramentem Namaszczenia Chorych. Podczas pobytu w Bazylice Miłosierdzia Bożego było wiele wzruszających momentów. Nie raz w oczach szkliły się łzy, były chwile gdy nie udawało się ich utrzymać w oczach:-), ale to nic, bo nikt nie krył wzruszenia.  Sporo by tu trzeba pisać, bo wiele cudownych przeżyć z tym dniem się wiąże, lecz nie jestem w stanie, tam trzeba być. Po prostu być i ufać! To był cudowny dzień.

Poniedziałek, to już były przygotowania do zabawy.

I tak zleciało te piękne siedem dni. Przed nami kolejny tydzień, mam nadzieję, że będzie dobry i spokojny.

środa, 5 lutego 2014

Codzienność

Serdecznie witam!
Mamy już luty a za oknem wiosenna pogoda. Szczerze, mnie to bardzo cieszy bo słonko świeci i grzeje, nie jest mokro i ślisko, a po za tym nie ma mrozów. Najważniejsze jest jednak to, że nie jest ślisko  i wszędzie mogę dojść. Jednak coś mi się wydaje, że zima jeszcze powróci i choć na chwilę przypomni o sobie. No bo pamiętacie Wielkanoc ubiegłoroczną? - to dopiero był hardkor. Kto by pomyślał, że kwiecień może być biały, a widocznie może. Tak więc cieszę chwilą, chodzę na spacerki i używam życia:-).

Czas biegnie nieubłaganie, jak zawsze zresztą. Ciągle coś grzebię, ba poświęciłam się troszkę wolontariackiej pracy na OFONie. Kocham to forum, ale oprócz tego, że pisząc dyskutuję na różne tematy, to też sprawdzam i uważnie czytam posty innych. Jeśli są one wulgarne lub nie na temat to...zgłaszam je do moderatora i zostają one usunięte. Bardzo chciałabym zostać moderatorem, ale podobno nie mogę. To nic, cieszę się, że choć tak mogę pomagać.

Na WTZ dużo się dzieje. Przede wszystkim szykujemy się na wielki bal karnawałowy, który już w środę. Przyjedzie kilka innych warsztatów. Hm. specjalnie mnie to nie cieszy, bo nie lubię takiego nawału osób, a będzie nas bardzo dużo, a po za tym przy samej organizacji jest mnóstwo roboty. No, ale myślę, że nie będzie źle.

To chyba na dziś tyle. Pozdrawiam Was serdecznie!!

środa, 29 stycznia 2014

Zapiski Papieża

Moi drodzy!
Witam Was kochani w zimowy i śnieżny wieczór bardzo serdecznie. Niestety zima jednak do nas zawitała i musimy ją przyjąć czy tego chcemy, czy nie.

W minionym czasie wiele się mówi w mediach o pomyśle kardynała Stanisława Dziwisza. Opublikował on bowiem prywatnie zapiski Jana Pawła II. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Papież w swoim testamencie bardzo prosił o spalenie swoich prywatnych notatek. No niestety tak się nie stało, mało tego opublikował je Jego najbliższy przyjaciel. Zawsze wydawało mi się, że kardynał Dziwisz jest człowiekiem serdecznym, poważnie wykonującym swoje obowiązki, ba miałam go, za odzwierciedlenie Jana Pawła II. No, niestety człowiek się myli. Uważam, że te rzeczy nigdy nie powinny wyjść na jaw, Papież tak bardzo mu ufał...Powstanie nowa książka, która na pewno tania nie będzie, ba znajdzie duże grono czytelników. A pieniądze przecież się przydadzą na "wyprawienie" kanonizacji.
Przykre to, nasuwa się wiele słów na usta, ale przecież jest Pan Bóg, i on już na pewno kardynała Dziwisza osądzi. Tylko, że przykre jest to, że nawet najlepszy wydawałoby się przyjaciel nie spełnił ostatniej woli umierającego Papieża.

wtorek, 21 stycznia 2014

Dzień Babci




Witajcie kochani!
Witam Was bardzo serdecznie w pochmurny, śliski i dżdżysty dzień. Jest strasznie bo z okna wydaje się, że pada deszcz, a tak na prawdę pada coś ostrego bardzo zimnego, co w kontakcie z podłożem zamarza to też ślizgawica jest niesamowita. Jak dobrze, że ja dziś w domku siedzę. Nie lubię takich aur, już wolę ten śnieg, którego też nie lubię, ale bynajmniej widzę, że jest biało czyli ślisko.

Dziś jak każdy wie jest Dzień Babci a jutro Dzień Dziadka, z tej też okazji składam wszystkim Babciom i Dziadkom serdeczne życzenia. A życzę Wam dużo zdrowia, szczęścia i radości!!

Ja niestety nie mam już dawno tych członków rodziny, strasznie mi jest smutno z tego powodu, szczególnie w takim dniu jak dziś. Przypominam sobie wiele pięknych chwil spędzonych z Nimi. Dziś mogę Im ofiarować tylko modlitwę i nic więcej. Chciałam choć pójść na cmentarz, zapalić znicza, ale jak wspomniałam pogoda mi na to nie pozwala...no cóż. Wiem jedno, że dziadkowie są szczęśliwi, nie mają żadnych zmartwień, i mam cichą nadzieję, że kiedyś się Tam spotkamy.

piątek, 17 stycznia 2014

Piąteczek

Witajcie moi drodzy!
Znów kilka dni za mną, kiedy to nie pisałam...a bo to albo nie dzieje się kompletnie nic, albo dużo i wtedy nie mam czasu na pisanie. 

We wtorek byłam na pięknym koncercie Ryszarda Rynkowskiego. Nigdy aż tak nie przepadałam za jego piosenkami ba wydawał mi się ten człowiek taki wyniosły, gburowaty. A jest, zupełnie inną osobą - miły, żartobliwy a jednocześnie skłonny do przemyśleń - jednym słowem przesympatyczny. Śpiewał on swoje piosenki znane i nieznane, a czas leciał nieubłaganie szybko. Niestety zdjęć robić nie wypadało, jedyne, czego bardzo żałuję, że nie nagrałam choć fragmentu tej muzycznej uczty na komórkę...a myślałam wcześniej o tym, ale nie ma to jak mieć sklerozę.

Mój kręgosłup nadal boli, raz mniej raz więcej, ale boli. Dziś to bardzo daje o sobie znać dlatego też ta notka nie będzie długa - wybaczcie. Nie wiem co mam zrobić czy iść jeszcze do innego lekarza, czy też jeść leki przeciwbólowe.

Bardzo proszę Was reklamujcie moje blogi, w szczególności ten W kredensie Ivy - proszę Was rozsyłajcie linki po znajomych, publikujcie na Facebooku - Wy możecie:-). Ja wiem, że tam na razie mało co jest, ale ja się poprawię:-).

Pozdrawiam Was cieplutko.