Kochani!
Witam Was bardzo serdecznie po tygodniowej nieobecności. Może nie wszyscy wiedzą, że tydzień ten spędziłam nad morzem. Kocham to!! W Pobierowie dni leciały bardzo szybko, i pobyt był niezmiernie udany. Ale nie o tym dziś.
Od jakiegoś czasu nie miałam kontaktu z Aldą. Dziewczyna ta prowadziła blog pt. "psoty i psotki, lecz my nie znałyśmy się tylko z bloga, lecz dużo dużo wcześniej. Martwiłam się, bo wysłałam kilka smsów i nic, żadnego odzewu. W końcu, w środę nie wytrzymałam i napisałam, że się niepokoję i proszę o pilny kontakt. I nagle dzwoni telefon - ucieszyłam się, że Alda dzwoni, że sobie pogadamy, że....niestety. Zadzwonił mąż Aldonki z informacją, że 6 czerwca Aldonka zmęczona bardzo długą, nawracającą chorobą nowotworową, odeszła do Domu Ojca....Wiem, zachowałam się głupio, bo słów brakło, nawet wyrazów współczucia nie potrafiłam okazać, dopiero po chwili chciałam zadzwonić, coś dopowiedzieć, niestety pan Marek nie odebrał telefonu. Mam żal do niego, że tak późno zadzwonił, wiem, nie pojechałabym na pogrzeb, ale jednak, uważam, że takie rzeczy powinno się wiedzieć. Przepłakałam cały wieczór i od tamtego czasu, wczasy już nie były dla mnie tak radosne. Nie spodziewałam się, byłam pewna, że Aldonka wygra z paskudą. Stało się inaczej.
Dziewczyny co robimy z blogami Aldy? Ja jestem za tym aby administrator jej blogów (wiem kto nim jest) napisał w jej pokoikach co się stało, a po jakimś czasie proponuję usunąć te blogi, bo wiadomo, że nikt już pisać tam nie będzie, a kto wie na co te miejsca w sieci mogą wykorzystać nieżyczliwi. Ja pytałam pana Marka co zrobić z blogami Aldonki, niestety nie otrzymałam odpowiedzi.
Aldonko mam nadzieję, że jest Ci tam dobrze.
Mam nadzieję, że spotkamy się Tam wszyscy kiedyś. Poczekasz na mnie...