środa, 21 września 2011

Codzienność

Witam cieplutko!!
Dawno mnie tu nie było. Nie wiem, ale jakoś tak ostatnio nie chce mi się pisać. Poprostu nie chce!!! Leń okropny leń. Fakt nic też wielkiego się nie dzieje, ale to przecież ja głosiłam teorię, że jeśli się chce, to zawsze coś napisać można.

Dzień za dniem taki sam. W sumie nic aż tak ważnego się nie dzieje. Na WTZ ok, a nawet powiedziłabym super, z pewnych powodów odżyłam troszkę:-)). Mamy zmiany godzin jazdy i tak rano na plus, bo mogę spokojnie jeszcze godzinkę poleżeć, ale po południu to tak nie do końca super bo wracam koło 16 tej to tak, szczególnie teraz już nie za ciekawie. Ani wyjść nigdziej, ani co zrobić...no trudno mi się przestawić, ale trzeba cieszyć się z tego co się ma.

Dziś byliśmy na basenie. Mamy basen nieopodal warsztatów. Super co nie? Jednak nie do końca, ponieważ basen ten jest typowo pływackim basenem - tak więc głęboki, strome wejście po drabince. Tak więc ja już na dzień dobry mam problem niesamowity z wejściem, a co dopiero dalej. Wodę kocham ale nie potrafię przełamać się i położyć na wodę, no a potem wyjście - kolejny chorror bo wszystko mokre, no i ciężko. eh, czy ja jestem taka maruda!! Ciesze się jednak, że jest ten basen bo zawsze coś kalorii się zgubi no i same ćwiczenia w wodzie dają, że człowiek czuje się rozluźniony.

Dziś też robiłam sobie pasemka, bo za tydzień idę na wesele do mojej kuzynki - uwielbiam takie imprezy!!

To tyle na dziś!! Serdeczności!!

poniedziałek, 5 września 2011

Trudne chwile za mną

Ufff!! Witajcie kochani. Pewnie przez Wasze miejscowości też przeszły burze, ulewy i wichury? U mnie też pogrzmiało, polało ale na szczęście nie wyrządziło większych szkód - choć oglądam teraz wiadomości i słyszę, że w naszym powiecie wichura narobiła sporo strat.

Dawno mnie tu nie było, a nawet nie ciągło aby coś poczytać, pograć...nic, a już środa i czwartek to moje najgorsze dwa dni w życiu. Otóż moja mama  poddała się operacji tarczycy. Była ona w czwartek. Ja od środy miałam wolne, tak więc to był najgorszy długi weekend w całym moim życiu. Strasznie się baliśmy, choć jedynie ja to pokazywałam, no ale ja nie potrafię hamować łez. Operacja była bardzo poważna, wystarczyło lekkie drżenie ręki chirurga i już by mogły zostać uszkodzone struny głosowe lub krtań. W czwartek tata udał się do szpitala, aby tam być podczas zabiegu i po. Ja liczyłam, że góra 17 ta będzie. A tu 18, 19 i nie ma. Na mamy komórkę nie miało sensu smsować, bo nie wiedziałam, w jakim jest stanie. Jednak miałam czarne widzenia myśli no i totalne nerwy. Aż tu po 20 przyjeżdża tato i mówi, że mam napisać mamie smsa - wtedy też płakałam ale to z radości. Potem z dnia na dzień było już co raz lepiej. A dziś mama, choć osłabiona jest w domu.

To były bardzo trudne dni, po za strachem, wielkim lękiem  dochodziła jeszcze tęsknota. Ja owszem mam tatę cenię go i szanuję, ale najbardziej kocham mamę i bardzo mi jej brakowało. Jednak to wszystko  pomagał mi przetrwać Pan Jezus. To dzięki Niemu wszystko się udało i ja jakoś przetrwałam choć powtarzam było ciężko.