niedziela, 28 lutego 2010

A słońce sobie lśni...

Witajcie kochani!
Postanowiłam i dziś napisać kilka słów. Choć tak naprawdę nic u mnie się nie dzieje.

Za oknem piękna pogoda. Kolejny taki cudowny dzień. Przerażają mnie prognozy pogody. Zapowiadany powrót zimy - oby nie!

Po wczorajszych rozważaniach dziś moja notka moze zdawać się nudna. Ale kocham pisać, więc piszę. I wiecie co. Kiedy dziś weszłam na blog Aldy to śmiać mi się zachciało z radości. Alda, Kala, Salanee, Zimbabwe, Ewa zaprzyjaźniły się razem. Ale radocha i to przeze mnie!!! Tworzy się blogowa rodzinka. Ale się cieszę.

Wczoraj Justyna Kowalczyk na olimpiadzie zdobyła złoty medal. Super, cieszę się, że Polakom w Kanadzie dobrze idzie. już jutro nasi Olimpijczycy przylecą do Polski. Ale będzie radocha!

Pozdrawiam i życzę udanej niedzieli!

sobota, 27 lutego 2010

Wieczorem.

Jestem nareszcie! I nie myslcie sobie, ze zapomniałam dziś napisać notkę. Oj nie! Tylko po pierwsze - z czasem różnie bywało, a po drugie cos u mnie się dzieje i nie potrafie jeszcze do końca uspokoic emocji, aby o tym napisać.

Dziś jest ta sobota, którą lubię. Ja z mamą tylko w domku, cisza spokój...cudownie było. Rano upiekłyśmy ciasto, a właściwie to zrobiłyśmy, bo to bez pieczenia.

Następnie poszłyśmy na spacer, po drodze weszłysmy na kawkę do cioci i po zakupy. Była to dla mnie ogromna radość. Ponieważ od Gwiazdki nigdziej nie wychodziłam. Jedynie tylko do busa i z powrotem. Masakra. Aż się człowiek stęsknił za światem. Pogoda dziś była cudowna. Owszem wiaterek, ale co tam, ważne, że było słonecznie! Już naprawdę czuje się wiosnę. Choć zimę zapowiadają jeszcze.

Jednak jest juz chyba przesilenie wiosenne bo ostatnio nie najlepiej się czuję. ciągle jestem zmęczona, jakoś tak nie tak.

Wczoraj wieczoram i dziś rano miałam rozmowę na gadu gadu z A. Nie wiem jak to się stało, gdzie ja miałam głowę, ale ja mu wszystko wygadałam. Tzn było bardzo spokojnie, z mojej strony poleciało kilka łez, ale on o tym na szczęście nie wiedział. Zaczęło się od niewinnego pytania - dlaczego ostatnio jestem taka dziwna. No i się zaczęło opowiedziałam mu o swoim uczuciu, choc on sobie zdawał sprawę, że ja go kocham. Powiedziałam, że przeszkadza mi pewna osoba i w jej towarzystwie czuje sie nie tak, ach wiele jeszcze powiedziałam. Nie wiem po co. Bo A powiedział, że on wszystkie dziewczyny traktuje jednakowo, ale są to związki przyjacielskie. Nie wiem, nie uznaje przyjaźni między kobieta a mężczyzną. Albo jest zwykła znajomość, albo miłość. Na to A, że on jedynie z tą dziwczyną trochę jest bliżej i moze kiedyś coś z tego wyjdzie. No cóż, piszę to fajnie, tylko co ze mną, ja jestem sama ze swoimi problemami i myslami. Ale on tego chyba nie zrozumiał, powiedział - my ci pomożemy, zawsze będziemy z tobą. Nie wiem, jestem załamana. My, my, my, a tak ja. Wiem wiem, cholerna zazdrość jest we mnie, ale co ja mam zrobić, że żyć bez niego nie umiem, że go kocham!!!
Nie wiem co będzie dalej, jak mu się pokażę w poniedziałek.Bo wiadomo, że w realu nie powiedziałabym mu tyle co na gadu gadu. Nie wiem, jak wyglądać będzie moje życie. Nic nie wiem...wszystko jest bez sensu...Od dawna marzyłam o takiej rozmowie, ale liczyłam na inny jej koniec.
Co ja mam zrobić, czuję taka pustkę, żal...
Ktoś pewnie pomysli sobie, sama się o to prosiłam, czego więc sie spodziewałam.
No właśnie, czego się spodziewałam :-(

piątek, 26 lutego 2010

Koniec tygodnia

Moi drodzy!
Tak bardzo zaabsorbowało mnie pisanie na blogu, żee piszę codziennie, no prawie, bo pewnie nie każdego dnia uda mi się tutaj wejć i co napisać. Ale póki co jestem, piszę i się cieszę, bo dzięki blogowaniu poznaję wielu wspaniałych ludzi. A to kocham najbardziej.

Za oknem odwilż, ba śniegu już prawie nie ma. Jeszcze po bokach, tam gdzie słoneczko nie dochodzi sterczą szare nieżne góry i straszą swym brudem. Ale i tak już wiosna w powietrzu. Mama mi mówiła, że już krokusy wybiły się spod ziemi - hurrra! tylko, żeby ich Borysek nie zadeptał. On niby chodzi chodnikiem, ale róznie bywa. A z kolei słyszałam też, że już pojawiają się palmy. Jak będzie troszkę bliżej Wielkanocy, to za wczasu trzeba będzie postarać się nie, bo potem przed samą Wielkanocą nie będzie. No tak, kto pierwszy, ten lepszy.

Troszkę martwię się moją mamą, nie najlepiej się czuje. Eh, a co najgorsze o tym nie chce mówić. A ja się denerwuję, bo nic nie wiem, więc wszystko i nie wiadomo co sobie wyobrażam.

A dzisiaj na warsztatach terapii zajęciowej robilismy nalesniki nadziewane (wersja piątkowa).
Podaję przepis.
Upiec duże cieńkie nalesniki ( tu przepisu nie podaję, bo każdy ma swój najlepszy)
pieczarki umyć, obrać i drobno pokroić
ser żółty obrać i zetrzeć na tartce
Do usmażonych grzybów dodać połowę żółtego sera, 2 łyżki mietany i podsmażyć. Farsz musi się skleić!
Na usmażone naleniki dajemy najpierw plasterek szynki - wersja piątkowa jest bez szynki i równie dobra! i farsz. Zwijamy w rulon i wkładamy do naczynia żaroodpornego. Następnie całosć posypujemy resztą sera i resztą smietany. Zapiekać kilkanacie minut, aby serek się rozpuscił.
Nie podaję tu proporcji bo to każdy robi wg uznania na ile nalesników chce. Są pyszne!!

Ponieważ już jest wieczorna godzina i niebawem udamy si w objęcia Morfeusza. Więc to dla Was

Przepraszam, to pomyłka. Mialo być - koniec tygodnia!
Pa.

czwartek, 25 lutego 2010

Plotki

Witajcie kochani!
Dziś bardzo się zdenerwowałam. Nie cierpię plotek, a do tego jeszcze takich bujd nieprawdziwych. masakra! Otóż ktos narobił plotek na mój temat i przekazał je dalej. I co najgorsze osoba, która o tym się dowiedziała, w to uwierzyła! Nie chcę pisac o co chodzi bo nie w tym sens, i nie dotyczy to też blogowni.
Owszem ciężko było, ale się wytłumaczyłam, ze to nie ja, ze owszem tak było, ale ja nic nie gadałam na dany temat. Ale było bardzo ciężko. Ludzie sobie bajki wymyslają, a dzięki temu inni mają problemy.

Eh humor mam zeputy od rana.
Dziękuję Wam kochani, że jesteście. Cieszę się, że piszę tego bloga, bo wiem. że tu znajdę wsparcie i zrozumienie.

środa, 24 lutego 2010

Jak pech to pech

Witajcie!
Nie ma to jak mieć pecha!
Moje przeziębienie już wczoraj się na dobre rozkręciło. Juz po południu miałam silniejszy katar, brak apetytu, a ponadto rozbicie tak więc postanowiłam szybko udać się do wyrka, a dzisiaj zostć w domku.

Nie lubię zostawać w domu, no ale juz nie chciałam, aby choroba bardziej się rozkręciła, tak więc...trochę lenistwa nikomu nie zaszkodzi.

No i zostałam w domu. Rano leżę sobie w łóżeczku, a tu telefon, że jest awaria busa i dzis na wtz nie jedziemy. Hm, nawet dobrze się stało, ale jak pech to pech!

Mało tego, dzi chcę pisać notkę, a tu...jako dziwnie i pisać nie można. Nie wiem jak ta notka będzie wyglądała, bo pokombinowałam z koleżanką i owszem pisać można ale jako dziwnie. Zobaczymy.

Tak się zastanawiam, czy to dzi 13 i piątek? No nie, tak więc nie wiem co się dzieje.
Czy Wam też tak dziwnie się pisze?

wtorek, 23 lutego 2010

Tyle słońca...a ponadto :-)

Witam Was serdecznie!
Od kilku dni mamy odwilż. jeszcze w nocy temperatura bywa na minusie, ale juz jest pięknie za dnia. A co za tym idzie - śnieg topnieje. I oby tak było. Tylko jest jeden mankament. Wraz z odwilżą idą wirusy, co raz więcej kichających i pociągających nosami.

Tak i mnie cos dopadło. Od poniedziałku męczy mnie jakis katar, ba w zasadzie od niedzieli. Niby nic, a jednak paskuda siedzi sobie we mnie i, chyba mu dobrze, bo wyjść nie chce. A ja się dziwię, bo ostatnio katary przechodziły mi bardzo szybko. Jeden dzień był, drugiego juz go nie było. A teraz? - nic mi co prawda nie jest, jedynie to, ze nosek przepuszcza i coś gardełko pobolewa. Obawiam się co by nic więcej z tego nie wyszło. Bardzo często bowie bywało tak, że ze zwykłego kataru robiło się zapalenie oskrzeli.

Muszę się Wam pochwalić, bo wczoraj dostałam pewną przesyłkę. Był to upominek z portalu dziennikarstwa obywatelskiego http://www.wiadomosci24.pl/ czasem tam pisuję na różne tematy. A za co ten upominek? Otóż na Tłusty Czwartek trzeba było nadsyłac tam przepisay na różne właśnie ostatkowe specjały. Nop to ja wysłałam kilka. A, ze jednak najwięcej, więc ztąd ta przesyłka. W upominku dostałam smycz do telefonu i długopisy!! Mała rzecz a cieszy.
Serdeczności przesyłam!

poniedziałek, 22 lutego 2010

Do kolejnego weekendu

Hello :-)
Mamy poniedziałek. Cieszę się, że juz weekend się skończył. Był on dla mnie nudny i jakis ciężki. Jedno czego troszkę żałuję, to to, że dziś trzeba było zwlec się z wyrka o 6:25. No ale coś za coś. Chcę jeździć na warsztaty to muszę wcześnie wstawać.

Nie należę do osób, które mówią "nie lubie poniedziałku". Ja tam lubię.. Każdy nowy dzień jest dla mnie darem od Boga, cieszę się, że on jest. każdy nowy dzień jest dla mnie innym niż ten co mija. choc tak naprawdę dni są do siebie bardzo podobne.

Dzis na Warsztacie Terapii Zajęciowej od jednej z koleżanek usłyszałam słowa typu, że ona nie jest ososba niepełnosprawną, ma tylko wadę serca. Hm, zdziwiłam się trochę, bo ta dziewczyna jest bardzo niepłnosprawna, tylko rodzicie chowają ja pod kloszem, nie wspominając o jej chorobie. No i I czuje się szczęśliwa z tym,  co myśli...tylko ja uważam, co to za szczęście. Dziś gdy rodzice żyją ma się dobrze, o nic martwić sie nie musi, to zdawać sobie z tego sprawy, że jest niepełnosprawna tez nie musi (mam nadzieję, że tak naprawdę wie o swojej chorobie). Jednak co bedzie, kiedy juz rodziców nie będzie, obcy będą ja uczyc wszystkiego i wpajać, że jest ON, że nic nie potrafi sama zrobić.
Dziwi mnie zachowanie rodziców, którzy swoje dzieci niepełnosprawne trzymaja pod kloszem. Z jednej strony dobrze, ze traktuja ja normalnie, ale z drugiej...to jest chora normalność. Bo I nic koło siebie praktycznie zrobić nie umie, nie mówiąc już o zachowaniu w społeczeństwie.
Eh, w sumienie moje malpy, nie mój cyrk.
Trzymajcie się!

sobota, 20 lutego 2010

Sobota

No i mamy weekend! Pewnie się cieszycie z tego powodu.
Ja tak sobie. Owszem wczorajszy dzień juz był dla mnie bardzo męczący i  naprawdę żadko zdarza się tak, że z trudnem wytrzymuję do 14.30 na WTZ. No ale tak własnie wczoraj było.
Po całodniowym wstawaniu o 6.30 nie mogłam sie już doczekać dzisiejszego dnia kiedy to do tej ósmej choć bede mogła poleżeć.

No i tak się stało. Poleżałam nawet ciut dłużej. Potem śniadanie i sobotnie sprzątanie. Tradycyjnie odkurzyłam mój pokój, umyłam korytarz, podlałam kwiaty. Niby nic a zajęło mi to prawie dwie godziny.

Potem mama piekła ciasto drożdżowe. Tak więc pomogłam. Wiadomo moja specjalność to kruszynki!   No i ani sie obejrzałam wybiła godzina 13 ta i czas było brac sie za obiad. Wiadomo skoro jestem w domu, to staram sie jak najwięcej pomódz mamie.

Potem jeszcze co nieco zgrzebnłam, poczytałam, popisałam trochę TV pooglądałam. I mozna by powiedzieć, że sobota odeszła do historii.

Sobota, niby wolny dzień. Niby nic aż takiego człowiek nie robi a jest zmęczony bardziej niż w ciągu tygodnia. W gruncie rzeczy nie lubię sobót, niedziele zawsze jakoś szybciej lecą. A soboty to jakoś tak dziwnie. Człowiek chodzi z kąta w kąt,  trochę posprząta, coś zrobi. A zmęczony jest maskarycznie.
Dla mnie w ogóle sobota to taki chaotyczny dzień. Nie ma swojej ramówki, że o tej to, o tamtej godzinie tamto...całkowicie wszystko jest poprzewracane. A ja tak nie lubię. W ciągu tygodnia wiem, że teraz idę  do komputera, a teraz musze w kuchni pomódz, lub cos innego zrobić.
Jednak jak sobie znowu pomyśle, że jeszcze jutro będę mogła dłuzej pospać...to nawet cieszę się z tej "rozjechanej" soboty.

Po za tym, mam nadzieję, że zima sie kończy. I oby to była mimo wszystko prawda. Dziś praktycznie cały dzięń lało, tak więc śnieg fajnie sie topił. Teraz za oknem szaro i buro, ale to lepsze niż  stosy sniegu.
No i niech ta zima sie skończy! ja od  Nowego Roku nie byłam w kościele, Wstyd, jestem osoba wierzącą. Jednak nie dam rady iść kiedy na chodnikach i ulicy leży śnieg. Może i bym doszła, ale nie wiem, a niechbym sie połamała...strach mysleć. Mam wyrzuty sumienia, jednak myślę, ze Pan Bóg mnie rozumie.
I tak dziękuję Jemu, że bus, którym jeżdżę na WTZ przyjeżdża po mnie i odwozi mnie do samego domu.

Kochani! Bardzo dziękuję Wam za komentarze dotyczące eutanazji. Nie spodziewałam się, że pod tym tematem rozkręci się taka dyskusja. To miłe/ Ja szanuję Wasze poglądy, aczkolwiek może nie do końca się z nimi zgadzam. Właściwie to juz dziś nie wiem bo jestem i za i przeciw. Rh, to naprawdę ciężka i bardzo trudna sprawa.

A czy Wy lubicie sobotę?
Pozdrawiam serdecznie.

piątek, 19 lutego 2010

Piątkowo

Drodzy czytelnicy! Dziękuję Wam bardzo za komentarze. Jestem bardzo szczęśliwa, że pod moimi notkami trwają dyskusje!

Nie wiem czy ze względu na to, że faktycznie mamy początek weekendu, czy na jakieś inne anomalia, jestem dziś jakaś przygnębiona, zmęczona a jednocześnie zdenerwowana.
No ale jak tu się nie denerwować kiedy wszystko się wali. Miałam miec remont pokoju i to taki generalny - tapeta, podłoga, meblościanka...Ale niestety na razie z przyczyn mi niewiadomych moi kochani rodzice sie wachają. Nie wiem, czy ja jestem ta gorsza? A miałam taka nadzieję...no cóż nadzieja - matka głupich. A na remont przyjdzie mi pewnie jeszcze długo boczekać buuu:-(

Kolejna sprawa to choroba mojej kuzynki. Ewa już od kilkunastu lat choruje na stwardnienie rozsiane, praktycznie od razu sie poddała i "wylądowała" w łóżku. Stan oczywiście zaczął sie pomgarszać. W tej chwili juz jest krytycznie. Ona sama  już nic nie zrobi, jej ciało jest bezwładne. Porażone juz są mięśnie. Wczoraj Ewa trafiła do szpitala z trudnością oddychania. Już od ponad roku mówimy, że to jest końcówka, ona się strasznie męczy, cierpi też najbliższa rodzina. W tej chwili jest tragicznie. Jednak pytanie ile trzeba jeszcze czekać na to aby dobry Pan Bóg wziął ją do siebie, aby ulżył w cierpieniu. Tu już sie nikt nie modli o zdrowie, bo wiadomo, że ono nie nadejdzie...smutne to bardzo.
Dlatego ja w takich już krytycznych wypadkach jestem za eutanazją. Jeśli nie ma już ratunku i nadziei na odzyskanie zdrowia, a ów chora ososba się bardzo męczxy, to nie czekałabym.
Eutanazja, jak wspomniałam jestem za. Tylko obawiam się jednego, że w naszym kraju ta mozliwość cichego zakończenia zycia byłaby zbyt często i pochopnie stosowana. Ciekawa jestem jakie wy macie opinie na temat eutanazji?

Ps. Dziękuję Agnieszko. Widać jeszcze wiele muszę się nauczyć :-)

czwartek, 18 lutego 2010

Trochę na sportowo

Witajcie!
Od kilku dni z zapartym tchem wpatrujemy się i wsłuchujemy w wydarzenia z Vancouver. Tam to właśnie trwa olimpiada zimowa.
Nie interesuję się sportem. Kibic ze mnie żaden, a jednak wieści dochoczące z Kanady bardzo mnie interesują. Bo przecież tam pojechali walczyć o medale nasi sportowcy. I już mamy, z tego co wiem, bo nie sledzę na bierząco dwa srebrne medale - Adama Małysza i Justyny Kowalczyk. To takie radosne i przyjemne, że Polacy gdzieś tam pojechali i są dobrzy w tym, co robią, że gdzieś tam w Kanadzie zabrzmi Mazurek Dąbrowskiego, będą gratulacje i znowu łezka popłynie.
Mam jednak nadzieję, że orpócz tej dwójki ktoś jeszcze zdobędzie medal.
Tak niedawno byłam przeciwna Adamowi Małyszowi, że już nic mu się nie udaje, że juz nie powinien startować, że za stary jak na takie eskapady...że może zdrowie nie to. Ale myślę sobie teraz, że każdy ma swoje gorsze dni, że pewnie on sam wie jak się czuje. Więc dopóki można niech skacze, niech  zdobywa medale. Zresztą właśnie w kanadzie pokazał, że jeszcze go na coś stać, że potrafi.
Oj ale się rozpisałam, jakbym faktycznie tak się na sporcie znała.:-)
A to tak z klimatów olimpijskich:

środa, 17 lutego 2010

Każdy ma prawo...

Dziś ilość komentarzy na moim blogu jest rekordowa! Nawet na Onecie tyle nie miałam. No i pewnie nawet dziś bym tyle nie miała, gdyby nie pewne zdarzenie.

Kochani dziś znowu gościem była niejaka Kaśka. Nie wiem co jest w tej dziewczynie, że tak się mnie czepia. Nie rozumiem jak może człowiek pisać o kimś takie brednie. Po pierwsze my się w ogóle nie znamy, no a po drugie:
Każdy ma prawo do wyrażania własnych opinii i to obojętnie czy to w słowie mówionym, czy też prowadząc bloga,  czy nawet udzielając się tak jak ja w dziennikarstwie obywatelskim. Ile ludzi tyle pogladów na wiele spraw, na wszystko praktycznie.
Kasiu załóż sobie bloga, proszę...nikt Ci nie borni i pisz pisz...ile wlezie i jak chcesz.
Uszanuj proszę  opinie innych i moje.
To tyle co do dnia wczorajszego. Post ten dokończam w srodowe popołudnie.

A dzis juz środa.
Witam Was bardzo serdecznie.
Mamy dziś Popielec, którym to zaczynamy 40 dniowy post, po którym to będziemy ochodzić uroczyste Święta Wielkanocne. Czy lubię ten okres wyciszenia, pokuty, nawrócenia się? Z jednej strony patrząc na to - nie, ale z drugiej? lubię i to bardzo. Wielki Post jest dla mnie i myślę, że dla wielu z Was czasem kiedy zwalniamy tempo i zastanawiamy się nad własnym życiem i postępowaniem. Bo pamiętajmy, że czasu ucieka, wskazówki zegara wciąż biegną do przodu, a lat nam nie ubywa niestety, nasze zycie ciągle zmierza do końca. Nikt jednak  nie mysli o tym, nie zastanawiamy sie ile jeszcze nam zostalo. Z jednej strony to dobre, bo czasem moznaby zwariować. Ale z drugiej to nie dobrze, często człowiek w pogoni za karierą, za pieniądzem zapomina naprawdę o tym dla kogo to wszystko robi, po co te pieniądze? Zapominamy o tym, że mamy przyjaciół, rodzinę...
Dziś na jednym z blogów przeczytałam podobne słowa. Niestety A wybacz ale nie moge ich zacytować, a mianowicie było tam napisane, że zycie jest jak podróż pociągiem, na jednym z przystanków ktoś wchodzi, na innym wychodzi i ...przechodzi do innego swiata.
Kochani ja nie jestem ideałem, nie jestem też przesadnie pobożna. Jednak staram się dosatrzegać w życiu te piekne chwile i niemi się cieszyć. Niestety nie jest to łatwe, ale mozliwe.
Wam na ten okres Wielkiego Postu życzę zwolnienia tempa, pomyślcie nad właśnym życiem jakie ono jest, a może cos mozna by zmienić? A potem starajcie się w życiu dostrzegać te piękne chwile i nimi się cieszyć!
Trzymajcie się :-)

poniedziałek, 15 lutego 2010

(Po) walentynkowe rozmyślania

Witajcie!
Dziękuję bardzo za komentarze. Bardzo mnie one cieszą.
Tylko mam jedno pytanie - Kaśka, czy musisz być tak złośliwa? I czekam na odpowiedź. Nie znasz mnie kobieto, nie wiesz co komu daję, a piszesz tutaj tylko po to aby mi dokuczyć. Czy to sprawia Ci ogromną radość?

Magdo i Marto - święto przyjaźni - świetny pomysł i piękna nazwa :-).

Dziś u nas na warsztatach terapii zajęciowej odbyła się impreza walentynkowa. Było jedzonko, swietne konkursy i muzyka. Imprezę organizował samorząd, w którego składzie jestem ja. Tak więc było sporo roboty i nerwów, czy wszystko wyjdzie tak jak powinno. No ale sie udało.

Tak sobie pomyslałam podczas tej imprezy, ile ja bym dała aby być z moim A. By wróciło wszystko to co było trzy lata temu. Bylismy parą, rozstaliśmy się w przyjaźni. I myślałam, że czas powoli goi rany, że już go nie kocham. Jednak kiedy dziś kumpel puścił piosenkę Krajewskiego "Wielka miłość" - ja w oczach miałam łzy a A poprosił mnie do tańca. A ja chciałam aby ta chwila trwała i trwała...wiecznie. Jestem naiwna, wiem, że nigdy już nie będziemy parą. A jednak serce nie sługa, Kocha, kocham i wiele bym dała by być z nim.



Może komuś, tak jak i mnie dzisiaj słuchając tej piosenki spoci sie oko. :-(

niedziela, 14 lutego 2010

Ostatki, walentynki i wszystko co na czasie

Witam cieplutko!
Notkę tą miałam napisać wczoraj, ale niestety miałam nastrój na minusie, więc nie pisałam. Po co zaprzątać Wam aż tak bardzo głowę moimi sprawami.

Kochani mam gorącą prośbę. Jeśli macie mój blog w swoich ciekawych lub ulubionych blogach to zmieńcie sobie linka! To ważne, po co kluczyć, jak można od razu tutaj wejść.
Tłustym czwartkiem rozpoczęlismy ostatki. Uwielbiam pączki. Mniam, tego dnia dwa zjadłam! Aż i tylko bo są one bardzo kaloryczne. ale raz kiedyś - co mi tam:-).
Wczoraj wielu z nas szalało na parkiecie hucznie kończąc tegoroczny karnawał. Ja tez poszaleję, ale w poniedziałek. Bo własnie jutro mamy na WTZ zabawę karnawałowo - walentynkową.

Dziś Walentynki. Święto przeze mnie nie zbyt lubiane. Owszem miłoby było dostać kwiaty czy bombonierkę, ale od kogo? Tylko mi przykro troszkę, że wszyscy zakochani wyznają sobie miłość, obdarzają się upominkami, a ja?  Ale nie, nie jestem jakąś egoistką. Uważam jednak, że to święto jest nam do szczęścia nie potrzebne. Ważne, że jest miłość, a czy koniecznie trzeba sobie te uczucia  okazywać publicznie? W wielu związkach tak pewnie będzie, że dzis wyznaja sobie miłość, może pójdą na kolację itp, a jutro, badź za kilka dni powrócą kłótnie i szara rzeczywistość. Tak więc kochajmy się przez cały rok, a nie tylko dzisiaj!
Ciekawa jestem co Wy sądzicie na temat Walentynek.?
Pozdrawiam serdecznie.

piątek, 12 lutego 2010

Na nowym

Witajcie kochani!
Jak zwykle kiedy mam coś nowego, coś o czym marzyłam - wzruszenie chwyta mnie tak bardzo za gardło, że nie wiem co mówić czyt. pisać.
Od dziś piszę tutaj, na nowym blogu. Nowym, bo nowy jest adres bloga, lecz tak naprawdę jestem tą samą Ivą i piszę nadal o swoich radościach i smutkach.

A teraz chcę bardzo serdecznie podziękować Agnieszce, która trwała przy mnie przez pół dnia i krok po kroku pomagała założyć mi ten blog.

Agnieszko - dziękuję bardzo!! Mam nadzieję, że nadal pomożesz mi odkrywać tajniki blogera?

Krótka ta notka, ale nie wiem co więcej pisać!
Pozdrawiam serdecznie!

niedziela, 7 lutego 2010

Ach, te marzenia

Nawet jeśli czasem trochę się skarżę - mówiło serce - to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim, a one są właśnie takie. Obawiają się sięgnąć po swoje najwyższe marzenia, ponieważ wydaje im się że nie są ich godne, albo że nigdy im się to nie uda.My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach, które mogły być piękne, a nie były, o skarbach, które mogły być odkryte, ale pozostają na zawsze niewidoczne pod piaskiem. Gdy tak się dzieje, zawsze na koniec cierpimy straszliwe męki.
Paulo Coelho
Tak dziś, po wczorajszej rozmowie z koleżanką natknęło mnie aby popisac o marzeniach. Ha, pewnie kazdy z nas ma jakieś swoje, te duże i te małe marzenia. Ja mam ich sporo...i tak sobie myslę, że całe szczęście, że marzenia nie sa karalne, bo ja juz dawno poszłabym za kratki, albo płaciłabym słoną grzywnę.
Ale co tam, trzeba marzyc, bez tego nasze życie nie miałoby barw. Kiedy się marzy, ma się nadzieję, że to marzenie się spełni. I od razu chce się żyć, człowiek do czegoś dąży/
Jednym z moich marzeń jest własny komputer - eh może czasem się spełni...kto wie :-)
Marzę też o tym, aby spotkać się ze wszystkimi znajomymi, których mam. No to akurat nie jest realne, bo jest ich bardzo bardzo dużo. Ale kto wie, może wiosna lub latem spotkam się 
z M i M   kto wie!
A jakie Wy macie marzenia? Co sądzicie, czy warto je mieć?
Zapraszaszam
do dyskusji!