niedziela, 27 lutego 2011

Trochę przemyśleń

Kochani witam Was bardzo serdecznie na moim blogu. Może na początku chcę Wam bardzo serdecznie podziękować za to, że jesteście, że czytacie, że komentujecie. Bo to dla piszącego jest najważniejsze. Niedawno moja kochana Zim wstawła mi na bloga taki fajny program, pewnie zniacie go, dzięki któremu widzę z jakich okolic , miejscowości a nawet państw. Niedwano był ktoś z Rosji, kiedyś z Niemiec i USA. Świetne to jest, kiedy się widzi skąd są czytelnicy. Tylko mam do Was prośbę, jeśli już gościcie u mnie, to proszę serdecznie - piszcie komentarze.

Weekend minął mi w miarę szybko . A co najważniejsze, to cieszę się, że chrypka mi minęła, bo to to już było tragiczne. Dziś już totalnie na luzie spędziłam dzień. Poczytałam,  pooglądałam tv, posurfowałam w Internecie, a nawet na facebooku troszkę pobyłam - zaczynam troszkę rozumieć ten portal! Może nie jest on taki trudny ale bardzo zagmatwany, skomplikowany.

W tym tygodniu już tłusty czwartek. Ale sobie pojem pączków! Jej uwielbiam te ciastka. Ha, pojem, pewnie zjem góra dwa, bo z wielu względów nie mogę za wiele, ale i tak będzie fajnie, bo je bardzo bardzo lubię. Swoją drogą, niedawno był Sylwester i każdy się dziwił, że taaaaaki długi karnawał jest tego roku, a tu już koniec.

To tyle na dziś. Miłego wieczora i nocy spokojnej życzę!

wtorek, 22 lutego 2011

Codzienność

Kochani moi witam Was bardzo serdecznie we wtorkowy wieczór.

Telewizor właćzony - wszak seanse serialowe się zaczęły, a że ja nie oglądam ani "Barw szczęśćia" czy też "M jak miłość" więc piszę tę notkę, a czynię to z wielką przyjemnością.

Za oknem już ciemna noc nastała, no może nie do końca, bo przy takim mrozie pewnie są gwiazdy choc ja ich niestety nie widzę. Tak zima wróciła, luty upomniał się o swoje prawa, Porpuszyło śniegu, przymroziło i jest śizgawica. A tym bardziej tak jest, bo tego sniegu nie ma za dużo. Ale za to mrozi porządnie, aż minus naście stopni bywało w ostatnich dniach. Szczerze, jak na tę porę roku lubię mróz, bo jest on dużo zdrowszy niż temperatura plusowa, ale ale nie aż taką zimnicę jaka traz jest.
Wiem jednak sowje, że już niedługo wiosna. Świadczą o tym choćby co raz dłuższe dnie. Hi hi jak wstaję o 6.30 to już się widno robi na dworze, a i po południu praktycznie do 17.00 nie trzeba światełka.

Ja dziś po chorobie wróciłam na warsztaty. Jednak mimo wszystko nie czuję się dobrze. Jakoś w ogóle jestem osłabiona i trwam w takiej obojętności, niebycie - nic praktycznie mnie nie cieszy, nie mam z niczego przyjemności. Msm jednk nadzieję, że to nie jest skutek choroby jeszcze. Choć, żeby było chyba smiesznie to dziś mam jakąś chrypkę, nie wiem skąd ona bo przecież już dosyć chorowania. Mam nadzieję że sama przejdzie.

Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za komentarze.

piątek, 18 lutego 2011

A jednak chora

Witajcie moi kochani czytelnicy!
Już od kilku dni zamierzam tu napisać kilka słów, ale ciągle nie mogę, nie czuję się na siłach, no ale juz dzis nie mogę dłużej czekać. Mobilizuję się i piszę.

Rzecz zaczęła się we wtorek po południu. Malo, że od kilku dni bolała mnie ręka, to jeszcze zaczęły mnie boleć węzły, gadło...tak jakoś dziwnie, bo nigdy tak mi się przeziebienie nie zapowiadało. Postanowiłam więc, że w środe na warsztaty nie pojade, że pójdę do lekarki rodzinnej, może mi da cos na tą rękę,

I poszłam, a ta  moja przemiła lekarka powiedziała, że ból ręki to pewnie od tego, że zaczyna mi się grypa (guzik prawda, bo reka bolała mnie już kilka dni i boli nadal). Poprosiła, abym do końca tygodnia zotała w domu i przepisała lek, który ma zwalczyć wirusy, które mogę sie rozwijać w moim organizźmie.

Kiedy wykupowałam leki, byłam przerażona, bo te tabletki kosztowały 55 zł, ale aprekarka powiedziała, że jest to najnowszej generacji lek, zwalczający nawet wiruz A1N1 i mam brac. No cóż, skoro ma pomódz. Tylko, że w między czasie doszedł katar, a ja te leki biorę 3 razy dziennie po 2 tabletki, do tego moje stałe leki, tak więc mam smak metalu w ustach, często jest mi niedobrze,  Bywam głodna, ale gdy jem to poprostu bez smaku...masakra.
Na dodatek non stop jestem bardzo słaba, nie mam gorączki, ale padam z nóg, raz mi zimno, raz gorąco, Liczę na to, że pojadę w poniedziałek na warsztaty, ale co z teg będzie - nie wiem.

Kończąc, życzę Wam dużo dużo zdrówka, bo chorować jest niezdrowo i bardzo brdzo drogo.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Walentynki

Właściwie to miałam dzisiaj nie pisać, bo jakoś tak...za dużo emocji, ale , że mam kilka chwil luzu to klikam.

 Walentynki - święto zakochanych, dzień, którego nigdy nie lubiłam. Pewnie gdybym była szczęśliwą, zakochaną osobą to to święto bym uwielbiała, przysparzało by mi ona wiele radości. Ale, że jest i tak pewnie pozostanie. Walentynki przyszły do nas z za granicy i jest to święto komercyjne. Ludzie mnóstwo kasy wydają na walentynkowe gadżety, słodkości. Często obdarowują nimi nawet przyjaciół.
Uważam, że nic by się nie stało, gdyby to świeto w Polsce nie istniało.

Ale jest, i ja też z tego powodu co roku cierpię. Jak co roku, nie wiem, łudząc się chyba, czekając na cud...sama na wiem na co kupiłam A na walentynki czekoladę. I co, dałam mu ją mówiąc "to od Walentynki:-)" a on wziął tą czekoladę, tak, jakby się jej spodziwał, tak jakbym musiała mu ją dać i odburknął pod nosem, z wielkim wysiłkiem "dzięki". Mnie zatkało,  bo nie tego sie spodziewałam...czy wierzyłam w cud? Nie ale myślałam, że choć przytuli, że odwdzięczy sę głupim lizakiem - a tu nic!! Poprostu nic! Dziś wiem, że już nigdy więcej mu nic nie kupię. Ale to dziś a za rok, czy kiedy będzie miał swoje święta znowu zrobię to samo.

Wiem, wiem, że nie mam co liczyć na miłość z jego strony, ale Waletynki to taki dzień, że nawet przyjaciele otrzymuja drobne upominki, a ja no cóż zostałam olana. Przykro mi, tak bardzo, kiedy ja się wyleczę z tej chorej miłości, kiedy przestanę cierpieć. Kiedy!!!

Mnóstwo piosenek o niej powstało
mnóstwo poetów wiersze napisało,
tylko nikt nie umie powiedzieć
dlaczego pezez MIOŚĆ
ludzie muszą cierpieć

sobota, 12 lutego 2011

O zdrowiu i kilku innych sprawach

Moi mili!
Witam Was bardzo serdecznie w sobotni wieczór. Dzisiejszy dzień minął mi bardzo szybko, choć szczerze mówiąc nie wiele dziś zrobiłam - mam na myśli sprzątanie i inne sobotnie obowiązki. A nie napracowałam się ponieważ od kilku dni boli mnie ręka, tak mnie często ostatnio coś boli, jednak ból ręki jest dziwny i bardzo uprzkrzający zycie. Nie dosyć, że jest to prawa kończyna to rwie aż od szyi aż po łokieć, czasem jeszcze dalej, do tego z tyłu aż praktycznie do łopatki. Moja rehabilitantka z wtz powiedziała mi, że mam poprosić panią doktor rodzinną o skierowanie na zdjęcie kręgosłupa, bo w ogóle mam bardzo napięte mięśnie. Tak, tylko nasza lekarka, choć bardzo miła z niej babka, ale nie pomyśli aby dać jakieś skierowanie na badania czy coś. Pamiętam, kiedyś chciałam poprostu skierowanie na badanie krwi, ale gdzie tam, po co przecież to i tak nic nie da. No a teraz zobaczymy, jak będzie bardzo bolało nadal, to pójdę i nie ma wyjścia, coś zrobić musi.

Swoją drogą, tak sobie tu teraz rozmawiam na gg z koleżanką, że szlachetne zdrowie. Ale nikt kto je ma, to go nie docenia. To jest skarb, którego kiedy zgubiy zaczynamy cenić. A tylu ludzi nie dba o siebie. W szczególności młodych. 

poniedziałek, 7 lutego 2011

Znowu poniedziałek

Witajcie kochani!!
Może na początku podziekuję Wam bardzo serdecznie za zaintersowanie akcją Marty i Magdy pt "książka z nadzieją". Jest mi bardzo miło, że ta akcja Was zaintersowała. Trwa ona nadal  to też cięgle można pisać - odwiedzając blog dziewczyn. Może nie wszyscy z Was wiedzą, że Magda i Marta posiadają jeszcze jede blog, na którym znajdziecie wiele ciekawych, interesujących, ba czasem porzytecznych rzeczy. Poczytacie go klikając tutaj.

Tak napisałam w tytule, że znowu poniedziałek, a to właściwie jego końcowa pora. Weekend przeleciał mi nawet szybko. Piszę "nawet" bo w sumie sobotę lubię, zawsze przedpołudniowe sprzątanie, potem przgotowanie obiadu, jakieś ciasto itp. Po obiedzie też zawsze jeszcze znajdę jakieś zajęcie dla siebie. Zaś w niedzielę...nie, mozecie mi się dziwić, ale to popołudnie i wieczór strasznie mi sie zawsze dłuży.

A do tego od kilku dni nie najlepiej się czuję, w sumie to nic mi nie jest, twierdzę, że to już jest przesilenie wiosenne. Swoją drogą już się nie mogę doczekać wiosny. Dziś była piękna pogota, cieplutko, troche wiało ale aż inaczej jak słoneczko świeci. W porównanie do ostatnich dni to bajka.

Pewnie i u Was w ostatnich dniach bardzo wiało. Powiem szczerze, że nie lubię wiatru. Po pierwze jeśli gdzieś idę a wieje mi w twarz, to jest mi bardzo trudno iść - duszę się. Po drugie - wiem, że w moim domu nic stać się nie może, nie mieszkam w podatnym na trąby powietrzne rejonie, ale zawsze jest to takie nieprzyjemne uczucie kiedy za oknem hula wiatr. 

Kiedy zabierałam się za pisanie tej notki, miałam Wam tyle napisać, ale jakoś to mi umknęło.
Ale to nic. Żegnam się z Wami. Z każdym dniem bliżej do wiosny.!

czwartek, 3 lutego 2011

Już luty

Witajcie kochani!!
Jej ale się cieszę, co raz więcej mam obserwatorów i ludzi, którzy komentują, czytają, fajnie, fajnie...az mam wyrzuty sumienia, że tak żadko piszę. Ale co zrobić.

Znowu musiałabym marudzić, o przemijaniu czasu, no bo prawdą jest, że czas pędzi jak oszalały. Już luty, niebawem będzie 4 lata jak do naszego domu przybył maleńki biszkoptowy labradorek, wystraszone toto było takie, od mamy zabrane. A teraz wyrosło z tego psisko, że hej. Zwierzę to do granic rozpieszczone i pewne siebie. Czasem aż się denerwuję, kiedy musze przekraczać leżącego "pana" Borysa, bo co mu tam. On wie, że nikt go nie nadepnie, choc mnie się to kilka razy zdarzyło. że nikt mu krzywdy nie zrobi. On wie, co zrobić aby dostać jeść, lub aby zwrócic na siebie uwagę. On wie wszystko a słowa "idziemy", "spacer", "smycz" to chocby z najgłebszego snu go wyrwią. Kochane to to moje psiątko, nie wyobrażam sobie świata po za nim, zawładnął całym moim serduszkiem, moim no i wszystkich domowników. No bo nie wiem choćby się chciało go nie lubić, to gdy taka mordeczka cieplutka położy się człwiekowi na kolana, kiedy poliże...to nie można go odżucić, nie pogłaskać. Jej może dosyć o tym moim piesku, tylko martwię się, bo rasowe człapki krócej  żyją, a ja nie wyobrażam sobie co będzię kiedyś...

Kochani, dwie wspaniałe dziewczyny Magda i Marta utworzyły bloga pt. "książka z nadzieją" i zorganizowały akcję pod tym samym tytułem.  O samej akcji można poczytać właśnie na tym blgou  http://ksiazkaznadzieja.blog.onet.pl/ A polega ona na  pisaniu na temat książek, które przyniosły nam ukojenie, podpowiedziały być może jak żyć w trudnych sytuacjach życiowych.  Zapewne każdy z Was ma w pamięci książkę, która w jakiś sposób wpłynęła na Wasze życie lub przyniosła ukojenie, nadzieję.  Mam gorącą prośbę - piszcie o tych książkach do dziecznyn, a Wasze meile lub ich fragmenty zostaną opublikowane na blogu. Uwaga techniczna - z wielu względów nie chcę podawać adresu emailiowego, jednak bardzo prosto napiszecie do Marty i Magdy, klikając na link na ich blogu "napisz do nas".

Mam ogromną prośbę, zaintersujcie się tą akcją. W imieniu dziewczyn DZIĘKUJĘ!