poniedziałek, 15 lipca 2013

Wyjazdy i rozterki

Moi drodzy!!
Witam  Was bardzo serdecznie w zimny jak na lipiec dzionek. Nie wiem co się z tą pogodą dzieje, zapowiadali ocieplenie a tu, no może odrobinę jest lepiej, ale nie za bardzo. Boję się myśleć ile to jeszcze prawdziwego lata będzie lecz niestety nie mam wpływu na anomalia aury.

Jutro jadę na jednodniową wycieczkę do Kotliny Kłodzkiej. Kiedy mama zapisała nas, ucieszyłam się na tą wycieczkę, lecz im ona bliżej, tym mi ciężej. Po pierwsze jest to wypad jednego dnia, więc będzie męcząco, a po drugie - hm nie ma mojego brata i Borys zostanie sam. Tak mi psiny szkoda, cały dzionek w domku sam, fakt ciocia ma do niego przyjść i go wypuścić, no ale jednak. Szkoda mi go bardzo. Mam jednak nadzieję, że jakoś sobie poradzi, a wieczorem utulę i osłodzę tęsknotę przysmakami.  Psina nie raz zostaje sama w domu, ale to tylko na kilka godzin i jest ok, chodzi tylko o to, że my wrócimy wieczorkiem. No ale, nie roztkilwiajmy się, bo musi być dobrze!!

Po jutrze mój Ostrzeszów! Kocham, doczekać się nie mogę tych trzech magicznych dni. Cały roczek czekałam na ten wyjazd - super!!

Ostatnio moi znajomi pozmieniali stan cywilny. I to osoby, które jeszcze kiedyś wydawałoby się, że nigdy nie założą rodziny!! A ja, nadal sama, mam już swoje lata, za parę tygodni kolejny roczek mi stuknie i co? i żadnych planów na życie, założenie rodziny...nic, zero...Przyszłość to takie dziwo, którego bardzo się boję. I nie cierpię kiedy ktoś zadaje mi pytanie - jakie masz plany na życie? Phi, jakie ja mam plany. Modlę się żeby tylko moi kochani rodzice jak najdłużej żyli i mnie wspierali i byli ze mną, bo jak coś się stanie to, ja nie mam pojęcia co będzie. Nie wiem, nie potrafię na te tematy gadać, bo zaraz ryczeć się chce. Nawet prawdziwych przyjaciół nie mam, żeby ktoś zrozumiał, a nie wyśmiał. Ach Wy nie macie pojęcia jak ja bardzo bym chciała kochać i być kochaną i szczęśliwą.... 
Albo też, czasem ludzie mają pretensję, że się nie odzywam, że nie ma mnie na fb czy na gg. No tak, czasem mam takiego doła, czy też po prostu nic się u mnie nie dzieje więc nie będę się odzywać. Bo wychodzę z zasady, że jak już gadać to gadać a nie milczeć. Bo chyba do milczenia komunikatory nie służą:-).
Niestety tych moich rozterek nikt nie zrozumie. Jesteście sprawniejsi po za tym macie rodzeństwo, wspaniałych przyjaciół, ludzi z którymi można wyjść, ufać im i z którymi można żyć. A ja - oprócz rodziców nie mam NIKOGO!!! I chce mi się płakać, strasznie jestem samotna. Ktoś myśli, że raz na jakiś czas pogada ze mną na gg o niczym - bo oczywiście ja to mam o wszystkim pisać a druga strona - u mnie ok. I głupie uśmieszki. Strasznie nie lubię głupowego zadawania pytań, pytań które nie mają sensu.
Eh:-(((.

Zim nie bierz tego do siebie!!!

6 komentarzy:

Nadwrażliwiec pisze...

Iva, nie wiem czy Cię to pocieszy - czytałam niedawno na jednym z anglojęzycznych blogów chrześcijańskich ciekawy wpis o małżeństwie. O tym, jak wielu młodych (choć nie tylko) ludzi idealizuje zmianę stanu cywilnego i patrzy na to przez różowe okulary. A realia są trochę inne. Wniosek autora był taki, że lepiej jest być samotnym normalnie, niż być samotnym w małżeństwie, w takim małżeństwie, w którym nie ma porozumienia, w którym nie ma zgody, nie ma przyjaźni, a bywa, że i miłość wygasa... Bo tak się wbrew pozorom zdarza częściej, niż się sądzi.
A ja życzę Ci miłego wyjazdu! :)
Pozdrawiam :)

niewdzialna pisze...

Kochana Iwonko ja mam podobny problem jak Ty ale zamykanie się nic nie da... Trzeba żyć tak, jakby dzisiejszy dzień miał być tym ostatnim

AgnieszkaP. pisze...

Widzisz, wcale nie jesteś sama z takimi rozterkami. Czytając twój wpis pomyślałam sobie, o żesz przecież to jest o mnie. Ostatnio żyję w poczuciu, że zawaliłam swoje życie, a że czasu nie cofnę, to tak tkwię w jednym punkcie. Żyję, ale z chęcią podarowałabym to życie osobie bardziej potrzebującej. Dawno temu przestałam się cieszyć swoim istnieniem tu na ziemi. Choroba, przez którą przeszłam zniszczyła mnie całkowicie, pozbawiła perspektyw na dalszy żywot, wyzbyła z przyjaciół i niszcząc psychikę wdeptała w podłogę. Mam tylko rodziców, i dzięki nim żyję. Gdy ich kiedyś zabraknie, ja wyląduję na ulicy - niestety... Już nie mam siły walczyć o swoją przyszłość, bo wszędzie gdzie nie pójdę zostaję skreślana tylko dlatego, że zachorowałam, a że bezrobocie jest wielkie i poszukujących pracy również, to pracodawca może wybrać i wiadomo, że weźmie taką osobę, która nie ma dziury w CV. Przestaję wierzyć w cokolwiek i kogokolwiek. Nie mogę pojąć, że tak bardzo można doświadczać człowieka. Za dużo w życiu bólu i cierpienia przeszłam miałam nadzieję, że wraz z wyzdrowieniem będę znów żyła godnie - niestety. Uwierz mi nie masz tak źle, jeździsz na wycieczki, chodzisz na WTZ, masz jakieś pieniądze. Ja nie mam nic, nie pamiętam kiedy byłam nad morzem. Na wyjazdy w góry mnie nie stać, żeby wyjść gdzieś ze znajomymi również - tak więc przestali się odzywać. Pozostał mi tylko rower, jedna z wielu pasji, która kosztuje mnie tylko i wyłącznie mój wysiłek. Inni mają jeszcze gorzej.

Nadwrażliwiec pisze...

Agnieszko (Salanee), może nie na temat, ale piszę tu, bo nie mam możliwości inaczej - zlikwidowałaś bloga na całkiem czy zmieniłaś adres? Tak tylko pytam.
Może to niezbyt patriotyczne, co teraz zaproponuję, ale na Twoim miejscu spróbowałabym np. w krajach skandynawskich. Pozdrawiam :)

Kaśka pisze...

A moim zdaniem życie jest ciężkie bez względu na to czy ktoś jest zdrowy czy niepełnosprawny.
Każdy człowiek zmaga się ze swoimi kłopotami i problemami.
Tak to już jest ułożone..
Ale nie można się poddawać. Trzeba brać życie takim jakie ono jest.
Bo nic innego nie pozostaje.

Trzymaj się Iwonko ;*

Anonimowy pisze...

Przecież masz brata,więc nie pisz ,że inni mają rodzeństwo bo Ty też je masz.I zgadzam sie z Kaśką,każdy ma problemy,kłopoty,nie jesteś jakaś szczególna,że tylko Ciebie coś dotyka