niedziela, 27 stycznia 2013

Leniwa niedziela

Witajcie drodzy czytelnicy!!

Ostatnie godziny niedzieli mijają powoli leniwie. Powiem szczerze, że kiedyś bardzo nie lubiłam weekendów, a dokładniej mówiąc niedziel. Sobota jeszcze przeleciała, bo zawsze jakieś większe sprzątanie trzeba tego dnia zrobić, to pomóc w pieczeniu ciasta itd itp. Natomiast niedziela zawsze mi się dłużyła. Jednak od jakiegoś czasu lubię ten spokojny leniwy dzień. Spędzam go z rodziną oglądając telewizję, czytając książkę, czy zajmując się innymi rozrywkowymi rzeczami. 

Ha, wyjęłam nawet warcaby i pograłam z tatą. Te warcaby to taka trochę pamiątka, tato kupił je w czasach, kiedy to trudno cokolwiek było można kupić. Sam lubił grać i tą pasję też we mnie wszczepił. Warcaby te kosztowały nie mało, ale są piękne. Mają metalowe pudełko obijane drewnem, a w środku wybijane zielonym "miśkiem", na którym leżą pionki. Ta gra to też szachy, tak więc pionki mają piękne kolory  i kształty adekwatnie do nazw szachowych.  Niestety w szachy nie udało mi się nigdy nauczyć grać.

Jutro, po tygodniu wolnego jadę na warsztaty. Noga co prawda boli ale co tam, ile można siedzieć w domu, mam nadzieję, że jakoś sobie dam rady.

A co z nogą? No właśnie, nie pisałam Wam. Najpierw byłam u chirurga - ten obejrzał, nie wiedział co to, więc skonsultował mnie z ortopedą. Jednak ten też nie koniecznie wiedział co to, twierdził, że coś na ścięgnie...takie gdybanie. I dał mi zastrzyk w stopę, po którym miało przestać boleć.  Zastrzyk bolał jak nie wiem, choć ja tam dużo wytrzymać mogę. Po nim, cud, przestało boleć. Cieszyłam się, jednak na krótko, bo znowu boli jak nie wiem, gulka jest jak gdyby ciut wyżej. Nie wiem co to będzie.

Jestem ciekawa jak Wy spędzacie dzisiejszy dzionek?
Pozdrawiam serdecznie!!1

czwartek, 24 stycznia 2013

Przydałaby się pomoc


Kochani!!
Bloga piszę już ładnych parę lat, z resztą w marcu, jak dobrze pamiętam będzie rocznica. Szło mi to różnie, raz częściej, raz rzadziej pisywałam, ale byłam, jestem. Poznałam tu wiele wspaniałych ludzi i nadal poznaję - z czego bardzo się cieszę. To tak słowem wstępu.

Po prostu wciągnęło mnie to blogowanie. Jednak nie na samym pisaniu notek to polega. Od początku, czy to na Onecie, czy teraz na Blogerze zawsze moje kochane koleżanki blogerki dbają o wystrój mojego kącika. A ja, bywa, że marudzę, że czcionka nie taka, że obrazek nie taki itd itp. Fakt, obecna szatka bardzo mi się podoba. Jednak chciałam się Was zapytać, czy któraś z Was nie miałaby ochoty potłumaczyć mi blogera. Chodzi o to, żebym mogła sobie sama dodać nowy blog do listy, dodać banerek na boku, czy to banerek candy...a potem to już może bym się nauczyła zmieniać tło i wiele wiele więcej.  Mi się marzy, ale wiem, że coś mi tłumaczyć to nie takie proste, bo ja owszem pojętnym uczniem może i jestem ale wszystko powoli. Jeśli by któraś z Was chciała to ze mną poćwiczyć, to będę chętna. Forma gg, lub skayp też obojętne.

Druga sprawa, mam znajomą, która pisze bloga na Onecie, niestety tam się dużo pozmieniało i dziewczyna sobie nie bardzo radzi. Jeśli, któraś z Was mogłaby również parę lekcji udzielić - to będę bardzo wdzięczna. Piszcie w komentarzach, a ja potem wymienię Was czy to e-mailami, czy numerami gg.

Liczę też, że i mi będziecie mogli pomóc. Z góry dziękuję i serdecznie pozdrawiam!!

środa, 23 stycznia 2013

Nazbierało się...

Kochani!!
Za oknem już szaro, za chwilę będzie zupełnie ciemno, choć i tak już da się zauważyć, że dzień się wydłuża. Niestety na razie to jednak wiosny nie wróży, a wręcz odwrotnie bo zima ma się dobrze i nie ma zamiaru odpuścić. Leży sporo śniegu i podobno mróz ma być większy.

Nie wiem, nie umiem chyba pisać systematycznie. Wiele rzeczy się dzieje, chciałoby się tyle powiedzieć, a tu dzień za dniem szybko leci, ani się człowiek obejrzeć nie zdąży.

Może po kolei.
W niedzielę bawiłam się na imprezie karnawałowej z ludźmi, z którymi jeżdżę do Pobierowa. Impreza była super, choć brali w niej udział emeryci renciści i inwalidzi. Dziwią się ludzie, dlaczego tam należę, jak mogę wytrzymać na takich imprezach. A ja powiem jedno, to, że są to ludzie często w złotym wieku, to nie znaczy, że nie potrafią się bawić. Oj hulają oni i to nie jedni młodzi by pozazdrościli takiej kondycji a do teko takiego poczucia humoru. Tak więc zabawa była przednia,  Wiem już, że znowu w czerwcu pojadę do kochanego Pobierowa!! Szczerze - odliczam miesiące!!

To czy pójdę na tą imprezę stało pod znakiem zapytania bo...siadło mi trochę zdrówko. Ni to pobolewało mnie gardło, ale nic po za tym. Jednak nie było najgorzej i mogłam się bawić. No ale niestety wieczorem w niedzielę zaniemówiłam...i problemy chrypkowe mam do dziś. Malo tego mam też problemy z nogą. Na stopie zrobiło mi się coś, co przeszkadza i niesamowicie boli przy chodzeniu.

No to w poniedziałek udałam się do lekarza rodzinnego. A tam, bardzo miła pani doktor obdotykala (darłam się bo bolało) i stwierdziła, że to do chirurga trzeba...nie chcę pisać diagnozy,  bo tak naprawdę to nie wiem co to jest. A na chrypkę to dala tabletki do ssania. a mnie ręce opadły, no bo, żeby w sezonie grypowym nie zbadać pacjenta!! trochę dziwne. Liczyłam też, że da na jakieś badania, a nie od razu do chirurga. Hm najprościej usunąć. Tylko ja się boję tak bardzo, bo wiele przypuszczeń co to może być, a po za tym interwencja chirurgiczna przy moich schorzeniach jest ryzykowna. 

Liczyłam, że boleć przestanie, jednak chyba nie. W piątek pojadę do tego chirurga, na żadną operacją godzić się nie muszę, po prostu zobaczę jaką diagnozę postawi. Mimo wszystko śni mi się już pewien oddział, śni mi się wiele koszmarów - boję się tak bardzo bardzo się boję. Eh.

Kocham Was i dziękuję, że jesteście!

środa, 16 stycznia 2013

Pod górkę

Witajcie moi drodzy!
Dzień przemija za dniem, tydzień za tygodniem, jednym słowem czas leci jak oszalały. A  mnie jakoś przecieka przez palce. Tyle dni nie pisałam a tu ciągle coś. Eh. 

W niedzielę byłam na spóźnionych imieninach u mojej cioci. Jak zwykle mile spędziłam czas. Było bardzo sympatycznie.

Od poniedziałku mam jakiegoś pecha. Nie chcę szczegułów pisać, ale ciągle coś nie tak, wszystko i wszędzie pod górkę. Najpierw obiecałam sobie, że opiszę wczorajsze wydarzenie, ale to i dzisiejsze musiałabym opisać, a to może będzie jednak zbyteczne. Mam jednak dosyć osób które bardzo lubię. Zastanawia mnie tok myślenia i sposób działania pewnych ludzi. Często grzesząc, zaczynam żałować, że może gdybym była bez ręki, bez nogi, albo ślepa, albo jakaś tam umysłowo niesprawna, to wtedy ta moja niepełnosprawność byłaby widoczna a co za tym idzie byłoby zrozumiane to, że pewnych rzeczy nie zrobię, bo poprostu nie dam rady. Nie to, że k...(sory, obiecałam sobie, że nie klnę na blogu, ale czasem się nie da) nie chce mi się, czy też może słowo typu "nie umiem" to moja stara śpiewka. Co ja umiem, co mogę umieć, a czego nigdy nie zrobię to tylko JA wiem i nikt więcej.  A to, że moich chorób niby nie widać, to nie znaczy, że ich nie ma. Na pewno gdybym była choć trochę sprawniejsza, to nie tkwiłabym bezczynnie w jednym miejscu.

Nie wiem, czy to wszystko się poukłada, czy zostanę zrozumiana, czy wszystko będzie ok! Boję się! Proszę Was o modlitwę.
I tyle na dziś, bo czuję się źle, jest mi bardzo przykro.

czwartek, 10 stycznia 2013

Tylko nie...a psik!

Dobry wieczór!!
Witajcie drodzy czytelnicy w śnieżmy czwartkowy wieczór. Ha cieszyłam się w duchu, że to koniec zimy i śniegu już nie będzie, a tu mam niespodziankę. Po wczorajszej ulewie dziś już gdzieś od dwóch godzin sypie śnieg. Z jednej strony dobrze, dzieci zaczynają od poniedziałku ferie to będą miały radochę.

Ja to bym, jeśli ma być zima, mróz wolała i to taki porządniejszy co by bakterie wymroził, bo inaczej to marnie widzę nasze zdrówko. Wielkopolska grypą zarażona - nie dobrze jest, jeszcze nie dawno dziwiłam się, że można na grypę umrzeć, ale wiem już, od kilku lat, że można. Owszem sama grypa to choroba do wyleczenia, ale kiedy już zmutują się wirusy i nie daj Boże zlekceważy się objawy, to mogą być paskudne powikłania. Szczerze, to nigdy tak jak w tym roku nie bałam się grypy, nie szczepie się bo mam różne odczucia na ten temat. Mimo to, kiedy w mediach tyle się mówi o tym choróbsku, to...mam stracha. Fakt, media zapewne trochę rozdmuchały sytuację, może nie jest aż tak tragicznie.
Ale mimo wszystko dmucham na zimne i łykam zapobiegawczo witaminki i
Wam też radzę.

Na zdrowie!

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Dsć czy nie dać...?

Może raczej powinno to pytanie brzmieć inaczej - brać czy nie brać? Oto jest dylemat, bo mało jest w Polsce lekarzy, którzy wziąć nie chcą:-)! Tak ten post jest troszkę inny, ponieważ dużo w mediach mówi się ostatnio o łapówkarstwie w środowisku medycznym. Wkurza mnie to totalnie, bo teoretycznie rzecz biorąc nie powinno być o tym mowy. Uważam, że dobrze iż zaczęto poruszać tą sprawę,
Trudno nam się dostać do specjalistów, jeśli coś przydybie nas nagle to...trzeba wysupłać kasiorkę i iść prywatnie do lekarza. Niestety prywatne wizyty u specjalistów bardzo często się nam zdarzają, a teoretycznie służba zdrowia jest bezpłatna! Ale weź człowieku w pewnym okresie kwartału, roku zarejestruj się do okulisty, neurologa, czy gdziekolwiek bądź...nie dasz rady i cóż robić. Jeśli chce się być zdrowym to trzeba prywatnie się leczyć.

Łapówkarstwu mówię nie!! Jestem przeciwna dawaniu lekarzom pieniędzy. Nie mówię dać kwiaty czy bombonierkę jako dowód wdzięczności po udanej operacji. Tak wydaje się to super, jednak gdyby tak wszyscy ludzie i wszędzie robili, to sądzę, że i lekarze by się nauczyli, że kasy nie uraczą.
Jednak sama wiem z autopsji, że bez kasy w naszym polskim realu ani rusz. No choćby operacja. Zaczynamy od tego, że trzeba iść do specjalisty oczywiście prywatnie i to nie jeden raz. Potem już pacjent jest przyjmowany, już wszystko gotowe no ale...to jednak operacja więc, żeby doktór na pewno miał naprawdę uwagę nad pacjentem, to bez żalu wyjmuje się kolejny banknot z kieszeni. Po operacji, pierwsza noc najważniejsza, to trzeba pielęgniarce jakąś kawkę, czy czekoladki podarować. Tylko, że to, to nic nie mówię, bo wiem, że pielęgniarki to niełatwy zawód. Ale zazwyczaj operacja się udaje, więc nie wypada nie podziękować lekarzowi. Potem są jeszcze wizyty kontrolne ...A nie wspomniałam, że jeśli operacja jest poważna, no to i anastezjologowi coś do kieszeni skapnie.

I jak tu wyleczyć się z łapówkarstwa. Niestety dopóki nie zmieni się mentalność lekarzy i pacjentów, to nadal wszyscy będą chorować na tą paskudną chorobę. A jak wspomniałam życie i zdrowie ma się jedno więc chcemy jak najlepiej się leczyć. Jak najlepiej = kosztem naszej kieszeni.

Wiecie co jeszcze wszystko mogłabym zrozumieć, ale tego błagania o podwyżki, strajków i narzekania lekarzy nigdy nie zrozumiem. Oni mają się tak dobrze. Nie dosyć, że się nie przepracowują, bo rzadko, który robi ponad swoje godziny, to jeszcze pieniędzy mają jak lodu.
Tacy to pożyją!

Przepraszam Was za taką notkę, ale bardzo mnie ten problem nurtuje i denerwuje. Ciekawa jestem co Wy o tym sądzicie? Pozdrawiam cieplutko.

piątek, 4 stycznia 2013

Samotne przemyślenia

Witajcie!!
Mimo, że nie robiłam specjalnych postanowień noworocznych, to w duchu (nie miałam o tym pisać:-)) postanowiłam systematycznie pisać bloga. No i staram się i to bardzo, choć nie udaje mi się co dziennie.

Niektórym się wydaje, że skoro ja uczęszczam na warsztaty, jestem między ludźmi to powinnam być przeszczęśliwa bo tyle się dzieje itd. W ogóle ja narzekać to nie powinnam, bo wszystko mam, wszędzie mnie wożą , jeżdżę na wycieczki, nad morze, nie muszę się niczym martwić itd itp. Po prostu wydawać by się mogło, że żyję na laicie bez zmartwień...A ja dostaję białej gorączki jak takie brednie słyszę. No bo owszem to, że jeżdżę na warsztaty terapii zajęciowej jest super sprawą - jestem między ludźmi, potrzebna i doceniana, nie wyobrażam sobie życia bez warsztatów. Ale tak naprawdę to przez większość czasu my nie robimy tam nic wielkiego, każda pracownia ma swoją specyfikę, toteż robi się wytwory na wystawy, na sprzedaż, uczy się wielu rzeczy. A wycieczki, wyjazdy czy imprezy to rzeczy dodatkowe, które nie są za często, choć super kiedy są.

W domu natomiast mam kochanych rodziców, wspaniałego pieska, drogie memu sercu sprzęty, i jestem naprawdę szczęśliwa, że to wszystko mam. Co do sprzętów, to o wielu marzyłam ładne lata. Jednak rodzice i to wszystko co mam nie zastąpi mi przyjaciół, znajomych, po prostu towarzystwa, którego niestety nie mam. Nie myślę tu o codziennym spotykaniu się z kumpelami, a nawet o partnerze/chłopaku (to marzenie nierealne raczej). Ale wierzcie mi strasznie cierpię, bardzo doskwiera mi samotność. Pomyślicie pewnie, że jeżdżę na wtz i nie mam znajomych. Owszem tam są cudowni ludzie, ale kontakt ogranicza się tylko do bycia tam. Często nie wiem dlaczego. Pewnie w większości ze względu na niepełnosprawność i brak możliwości dojazdu na spotkanie, ale wiem też, że nie tylko to jest powodem. Szkoda, ale nie jestem w stanie tego zmienić, bo sama nie raz muszę się prosić, aby gdzieś wyjechać. Tutaj na wiosce mam tylko jedną koleżankę, niestety nie jest fajnie. Ja staram się wiele zrobić, ale uważam, że ona już w tej chwili spotyka się ze mną tylko dlatego, że trzeba bo z tej samej wioski, że wypada itd. Nasze spotkania są rzadkie, a do tego bywa, że nie ma o czym gadać, choć bardzo się chce. 
W domu owszem mam trochę obowiązków, ale bywa, że tego towarzystwa, rozmowy z drugim człowiekiem, z przyjaciółką mi bardzo bardzo brakuje. Gdybym choć siostrę miała:-(. Wiem, mam Was, moi kochani i dziękuję Wam za to, że jesteście, naprawdę dużo mi pomagacie! Ale no sami rozumiecie, że nigdy nie będziemy przyjaciółmi, choć z niektórymi z Was bardzo bym chciała się zaprzyjaźnić, ale ja sama nie raz staję na głowie, a z drugiej strony pustka, lub tekst typu nie ma o czym rozmawiać. Mimo wszystko te wirtualne, czy telefoniczne rozmowy nie zastąpią spotkań i rozmów z drugą osobą siedzącą obok...Choć ja sobie te wszystkie znajomości wirtualne bardzo, bardzo cenię. Znajomości z dawnych lat też się urywają. Jeszcze tak nie dawno mogłam zadzwonić do koleżanki i pogadać - ona mówiła o swoich radościach i smutkach i ja mówiłam i było super, ale niestety coś się dzieje, wszystko się rwie a ja zostaję sama, Często nawet na gg nie chcę poprostu klikać, bo jest mi bardzo bardzo smutno, a nie chcę ciągle tłumaczyć, że tęsknię za ludźmi, za towarzystwem...eh. 

Rozpisałam się, przepraszam, ale jest mi naprawdę ciężko. Nie mam nikogo, a wiadomo, kochani rodzice są tylko rodzicami.

:-((.

środa, 2 stycznia 2013

Od nowa

Witajcie serdecznie!!
Od wczoraj jest z nami Nowy 2013 Rok. Witaliśmy go w domach, na prywatkach, balach, czy też na świeżym powietrzu. Ja należałam do tych, co to przez cały wieczór gapi się w monitor komputera i słucha taktów muzyki z tv. Bardzo podobały mi się transmisje z różnych miast Polski. Oj, a tam działo się wiele...tak więc w dobrej atmosferze dotarłam do północy. Potem życzenia, szampan i oglądanie pięknych rac, robiły one niesamowite przedstawienie na ciemnym już niebie.
Niestety te petardy i race - wszystko co nam miało uświetnić wejście w Nowy Rok, było marną radością dla zwierząt. Na szczęście mój piesek się nie boi, choć fakt, że każdego roku, w tym szczególnym dniu Borys w domu nie jest sam. Nawet zawsze staje z nami przy oknie, kładąc przednie łapy na parapet i podziwia. Na szczęście w tym czasie nie musi nawet staramy się by nie był na dworze, bo wtedy wiadomo stres większy.

Dziś już po przerwie świątecznej wróciłam na warsztaty. Jeszcze trochę luzu, ale wszystko zaczyna się rozkręcać. W naszej pracowni nadal trwają prace nad urządzeniem biblioteki. Jest roboty sporo, bo każdą książkę praktycznie trzeba trzy razy opisać - a to dużo pracy. No ale już dużo za nami i liczymy, że niebawem biblioteka ruszy

Mama moja się mnie pyta - jakie masz postanowienia na Nowy Rok? Wiem, co ma na myśli, chce mnie w pewien sposób zdołować. A ja planów robić nie mam zamiaru, już nie raz wiele sobie planowałam, a wyszło nic. Jak Pan Bóg pozwoli i zdrowie moje i moich bliskich będzie dobre, to z resztą można będzie sobie poradzić.

A  myślę, że pozwoli...:-)